Iga Świątek po raz kolejny nie dała żadnych szans rywalkom. Wygrała Indian Wells, czyli piąty najważniejszy turniej w tenisowym kalendarzu, tracąc zaledwie 21 gemów. Przed finałem było ich 17, ale w decydującym meczu Maria Sakkari powalczyła z Polką jedynie w pierwszym secie. W nim faworytka wypuściła przewagę zbudowaną na początku i po wyrównanej walce wygrała ostatecznie 6:4. W drugim secie poszło już zdecydowanie łatwiej - Świątek wygrała 6:0 i po raz drugi w karierze wygrała w Indian Wells. Na własne oczy oglądały to m.in. gwiazdy Hollywood - Zendaya i Tom Holland, ale na trybunach zabrakło Marii Szarapowej, co okazało się zalążkiem sporej afery.
Szarapowa była obecna w Indian Wells, ale na głównym stadionie pojawiła się dopiero na drugim niedzielnym meczu - finale ATP. Carlos Alcaraz i Daniił Miedwiediew wyszli na kort niecałe dwie godziny po zwycięstwie Świątek i ten czas wystarczył Rosjance, by pojawić się na trybunach. Większym echem odbiła się jednak jej nieobecność na finale kobiecego turnieju, aniżeli obecność na meczu Hiszpana i jej rodaka. Zdaniem komentujących nie było to w porządku.
"Dlaczego nie było jej na finale WTA i nie wspierała kobiecego tenisa?!", "Szkoda, że nie była obecna także na finale kobiet. Trudno stworzyć solidną markę z kobiecego tenisa, gdy byłe gwiazdy WTA nawet się o to nie starają", "Gdzie była podczas finału WTA?" - krytykowano byłą liderkę rankingu WTA i pięciokrotną triumfatorkę turniejów Wielkiego Szlema. Ci bardziej zdenerwowani sugerowali nawet, że Szarapowa obawia się, że Świątek prześcignie ją pod względem wielkoszlemowych wygranych i dlatego nie pojawiła się na meczu Polki.