Isia wygrała 6:1, 6:1 w niecałą godzinę. Na pytanie, czemu była tak bezlitosna dla siostry, odpowiada krótko:
- Jesteśmy zawodowymi tenisistkami, gra w tenisa to nasza praca. Kiedy wychodzę na kort, robię wszystko, żeby wygrać, bez względu na to, kto jest po drugiej stronie siatki. Dla siostry mam bardzo dużo miłości i... zero litości - śmieje się najlepsza polska tenisistka. - Przecież to byłby jakiś absurd, gdybym pozwoliła jej ugrać kilka gemów więcej tylko dlatego, że jest moją siostrą. Każda z nas gra na maksa, na sto procent. I tak samo będzie w każdym kolejnym naszym meczu. Mam tylko nadzieję, że nie zdarzy się to więcej w 1. rundzie. Najlepiej by było za jakieś dwa tygodnie, w finale Wimbledonu! - dodaje Isia. Dla Agnieszki zwycięstwo nad siostrą było słodką zemstą za sensacyjną porażkę 4:6, 3:6 w lutym w Dubaju. Wtedy Agnieszka dopiero kilka godzin przed meczem po wielogodzinnej podróży doleciała z Paryża, w dodatku zmagała się z anginą. Mimo to niektórzy twierdzili, że Robert Radwański (47 l.), ojciec i trener sióstr - ustawił wynik meczu, bo Urszula (19 l.) bardziej potrzebowała punktów do rankingu.
- Dziewczyny trenują od kilkunastu lat, poświęciły tenisowi całe życie. Jeśli ktoś sobie wyobraża, że mógłbym przed meczem wejść do szatni i powiedzieć: "Sorry, córeczko, dziś masz z nią przegrać", to jest skończonym idiotą. Córki rywalizują ze sobą, ale obu wychodzi to na dobre - podkreśla Radwański.
A Agnieszka wprawdzie zlała Ulę na korcie, ale poza nim okazuje jej mnóstwo siostrzanej miłości. Dość powiedzieć, że dała jej w prezencie luksusowe porsche (warte ćwierć miliona złotych), które wygrała na jednym z turniejów!
Mecz drugiej rundy turnieju w Eastbourne Agnieszka Radwańska - Na Li zakończył się po zamknięciu tego wydania naszej gazety.