Jak wynika z doniesień zagranicznych mediów finalistka tegorocznego Australian Open stawiła się w sądzie w Brnie. Składała tam zeznania w sprawie napaści do jakiej doszło w grudniu 2016 roku. Czeszka oczekiwała wówczas kontroli antydopingowej. Tą miała przejść we własnym domu. Wcześniej wpuściła jednak obcego mężczyznę, który podał się za specjalistę od kotłów.
Bardzo szybko okazało się, że tenisistka została oszukana. Radim Żondra, bo tak nazywa się napastnik, miał przyłożyć Kvitovej nóż do gardła i grozić jej. 29-latka wymknęła się z rąk przestępcy i dała mu 10 tys. koron czeskich. Następnie mężczyzna uciekł. Nie obyło się jednak bez poważnych obrażeń. Gdy Czeszka próbowała wyrwać nóż napastnikowi mocno ucierpiała jej dłoń.
Została bardzo mocno przecięta, przez co Kvitova musiała zrobić sobie kilkumiesięczną przerwę. Jak pokazały jej ostatnie wyniki, zdołała wrócić do światowej czołówki i była o włos od wygrania Australian Open 2019. Zawodniczka musiała jednak wrócić pamięcią do feralnego grudnia. Dramatyczne przeżycia nadal są dla tenisistki traumą. Poprosiła sąd, aby nie zeznawać na sali rozpraw, bowiem do tej pory nie może sobie poradzić ze wspomnieniami.
Słowa Kvitovej zostały nagrane, a następnie odtworzone na sali. Jej zeznania są szokujące. - Poprosił o włączenie kranu z ciepłą wodą i w tym momencie mnie zaatakował. Miałam nóż na gardle, złapałam go obiema rękami i wyrwałam mu z rąk. Upadłam na podłogę, wszędzie była krew - powiedziała Kvitova cytowana przez "The Guadrian".
- Zapytał, ile mam pieniędzy i zgodził się na 10 tys. koron. Uciekł, a ja wezwałam policję i karetkę. Wszystkie palce mojej lewej ręki były przecięte, a nerwy w kciuku i palcu wskazującym zostały przerwane - wspomina tenisistka. Mężczyzna oskarżony o napaść nie przyznaje się do winy. Za napad z użyciem broni na Kvitovą i wymuszenie grozi mu 12 lat więzienia.