Podczas turnieju w Luksemburgu Woźniacka - prowadząc w meczu z Anne Kremer 7:5, 5:0 - wycofała się z gry ze względu na kontuzję. Do rezygnacji z dalszej walki namawiał ją ojciec i trener Piotr Woźniacki, ale wcześniej, przy stanie 3:0 w drugim secie. Wszystko było słychać w relacji telewizyjnej.
Zdaniem władz kobiecego tenisa, gracze obstawiający mecze w internetowych zakładach mogli w tym momencie zacząć stawiać na zwycięstwo Kremer i zgarnąć znaczne wygrane, bo mecz skończył się dopiero dwa gemy później. Nie ma na to jednak żadnych dowodów. Sprawa ma być zbadana przez specjalną komórkę WTA do walki z ustawianiem meczów.
Woźniacki zaprzecza, by za kreczem jego córki kryło się coś podejrzanego.
- Powiedziałem: "Nieważne czy będzie 5:0, 4:1, czy 3:2. I tak nie będziesz w stanie grać w następnej rundzie, nie powinnaś ryzykować" - tłumaczy ojciec tenisistki, który wyśmiewa zarzuty, że mógłby odnieść jakąkolwiek korzyść z całej sytuacji. Obserwatorzy uważają, że jest wysoce nieprawdopodobne, by Woźniackiego można było o cokolwiek oskarżyć.
- Ludzie obstawiają moje mecze. Jedni wygrywają, inni przegrywają, a ja wiem, że jestem czysta i to jest dla mnie najważniejsze - zapewniła tenisistka. - A jeśli ktoś ma wątpliwości co do mojej kontuzji, mogę pokazać wyniki badań ze szpitala.