Zacięty bój trwał 2 godz. i 45 minut. To 13. wygrany przez Isię turniej. Przez koreańską imprezę Polka przeszła jak burza - w drodze do finału straciła w 4 meczach zaledwie 11 gemów (średnio 2,7). Zajmująca 32. miejsce w rankingu Pawluczenkowa zawiesiła jednak Polce poprzeczkę dużo wyżej niż poprzednie rywalki.
- To były blisko 3 godziny tenisa na bardzo wysokim poziomie, a mecz był niezwykle zacięty. Wygrałam, bo byłam minimalnie lepsza w najważniejszych momentach - stwierdziła szczęśliwa Isia, odbierając efektowne trofeum.
Radwańska w Seulu wzbogaciła się o 350 tys. zł i umocniła na 4. pozycji w rankingu.
Koreański turniej to jedna z mniejszych imprez w cyklu WTA i dla Polki był jedynie rozgrzewką przed zmaganiami w Tokio i Pekinie, gdzie wystąpią już inne tenisowe gwiazdy.
- Szkoda, że już dziś mam samolot do Tokio, bo nie zdążyłam zwiedzić Seulu. Dlatego muszę przylecieć tutaj za rok - obiecała Agnieszka, której w Korei podobało się wszystko. No, prawie wszystko. - Na treningowych kortach było mnóstwo pająków, których strasznie się boję. To było przerażające! - śmiała się.
W II rundzie turnieju w Tokio zagra z Włoszką Schiavone lub Kanadyjką Woźniak (w I rundzie ma wolny los). - Lubię tam grać, korty są bardzo szybkie, co mi odpowiada - mówiła Polka, która wygrała japoński turniej w 2011 r., a w 2012 r. doszła tam do finału.