Rio 2016. Rafał Majka: Nie wywróciłem się, bo się przeżegnałem

2016-08-08 14:08

- Mało w nocy spałem. Może nawet nie przez emocje, bardziej dlatego, że organizm był strasznie wyczerpany i wszystko mnie bolało. A jak wstałem o 4 w nocy, to głodny byłem strasznie. I zjadłem tyle jajecznicy, że nie pamiętam kiedy aż tyle zjadłem - śmiał się na spotkaniu z polskimi dziennikarzami dzień po olimpijskim sukcesie Rafał Majka (27 l.).

- Dotarło już do pana, że jest pan medalistą olimpijskim?
Rafał Majka: - Tak. Powiem szczerze, że cała reprezentacja wierzyła, że możemy razem wywalczyć ten medal. Taktyka była bardzo dobrze ułożona. Każdy wiedział co ma robić i jechaliśmy na mnie. Jak Michał Kwiatkowski był w ucieczce, to pozostali pilnowali, żebym jak najmniej brał na siebie, żadnego obciążenia i wiatru. Wszystko się udało, zachowałem więcej sił i dzieki temu mogłem pokazać, że po górach potrafię jeździć.

- Jest tylko radość z brązu, czy też lekki niedosyt, że złoto było tak blisko?
- Nie ma co biadolić, że mogło być złoto, bo gdybym upadł w tej kraksie, to medalu by nie było. Ja jestem zadowolony, to moje pierwsze igrzyska i mam medal. A w naszej konkurencji startują najlepsi zawodnicy na świecie, 150 rywali na starcie i trzeba walczyć z nimi. Nie odpuściłem im. Pokazaliśmy wszyscy, że liczymy się na świecie. Przed startem mówiłem, że nie lecę do Rio żeby się przejechać, ale żeby walczyć o medal. I mam ten medal. Dałem z siebie wszystko, nie 100 procent, ale nawet 110. Jak wjechałem na metę, to z polską telewizją zacząłem mówić po angielsku, taki byłem wyczerpany.

- Szampan w wiosce olimpijskiej był?
- Nie świętowaliśmy, bo chłopaki mają jeszcze czasówkę przed sobą. Szampanika nie było, ale po jednym piwku wypiliśmy. Dobrze na nogi robi i zakwaszenie. Teraz już myślę tylko o powrocie do domu. W poniedziałek będę w kraju i cieszę się bardzo z tego. A co dalej? Nie chcę konczyć sezonu na wcześnie, żeby w kolejnym sezonie się nie męczyć. Ja jendak muszę mieć jak najdłużej odpalony motor, żeby działał na wysokich obrotach.

- Na mecie powiedział pan, że nie wywrócił się pan w tej kraksie, bo tuż przed zjazdem się pan przeżegnał.
- Tak było. Na tych zjazdach szedł taki gaz, że byłem przerażony. To była torpeda! Prędkościowiec pokazał mi raz 95 km/h. Przed ostatnim zjazdem przeżegnałem się, bo wiedziałem, że będzie szybko. I myślę, że dlatego się nie wywróciłem w tek kraksie. Nie wiem jak ja to zrobiłem, że udało mi się wyhamować i ich ominąć. Zobaczyłem tylko rowery przed sobą, nad jednym chyba nawet przeskoczyłem.

- Koledzy z kadry zasłużyli na prezenty od pana za tę pomoc? Jakieś zegarki?
- Coś więcej niż zegarki! Zasłużyli na dobre prezenty i wiem już co to będzie, ale nie mogę wyjawić. Jak przed startem lider mówi, że nagroda będzie, to będzie. Zrobili zajeb... robotę! Bardzo im za to dziękuję. Ja to wszystko tylko wykończyłem. Na mistrzostwach świata pomogłem Michałowi Kwiatkowskiemu zdobyć złoto, a teraz on pomógł mi wywalczyć medal. Jesteśmy drużyną i to podium to zasługa nas wszystkich. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mieliśmy medal na szosie w igrzyskach. W 1988 roku? No właśnie, jeszcze mnie wtedy na świecie nie było.

- Wiadomo już w którym zespole będzie pan jeździł w przyszłym sezoni?
- Wracam do domu i wkrótce domknę temat transferu. Miałem naprawdę dużo opcji. Zostały mi trzy i z nich będę musiał wybrać. Nie chodzi o pieniądze, bardziej o to, że chcę się w nowym zespole czuć liderem i żeby da drużyna wierzyła we mnie.

Rozmawiał i notował Michał Chojecki

Najnowsze