Joanna Ciszewska: Tata komentuje moje starty w niebie [TYLKO W SE]

2016-04-03 11:33

Kiedy przez 12 godzin w kółko pokonuje się tę samą 10-kilometrową trasę, trzeba się czymś zająć, żeby nie myśleć o tym, że organizm pracuje już na rezerwie. Ja rozmawiam ze zmarłymi. Najczęściej proszę tatę, żeby nie był zbyt surowy, gdy o moim ściganiu opowiada aniołom w niebie - śmieje się Joanna Ciszewska (37 l.), córka słynnego komentatora sportowego Jana Ciszewskigo (1930-82).

Patrząc na Joasię nikt by nie pomyślał, że to królowa maratonów MTB, aktualna mistrzyni świata w 12-godzinnym wyścigu. Atrakcyjna, szczupła, delikatna. A jednak pokonała trasę, na której niejeden facet usiadłby i zapłakał. W niemieckim Wielheim przy padającym deszczu przez 12 godzin nie dała się wyprzedzić żadnej rywalce.

OLEG TINKOV: RAFAŁ MAJKA WYGRA VUELTĘ!

- Na rowerze robisz wtedy wszystko. Jesz, marzysz, rozmyślasz, siusiasz. Nie wolno zejść z niego nawet na chwilę - opowiada Ciszewska.

Za zdobycie złotego medalu i tęczowej koszulki mistrzyni świata Joanna otrzymała od organizatorów równowartość 1500 zł. Od Polskiego Związku Kolarskiego nie dostała nic. - My nie przeszkadzamy im, a oni nam - mówi zawodniczka. - Startuję dzięki sponsorom i pomocy przyjaciół z zespołu Gerappa MTB Team.

Asia od kołyski była skazana na sport. Jej ojcem był legendarny komentator sportowy Jan Ciszewski.

- Tata z każdego meczu zagranicznego przywoził mi malutkie skórzane korki piłkarskie. Miałam tego pełną szafę. U nas w domu na Wałbrzyskiej bywała cała piłkarska reprezentacja Polski. Lubiłam tych "wujków", ale futbol nigdy mnie nie wciągnął. Po tacie odziedziczyłam miłość do koni. Nie jest tajemnicą, że grał na wyścigach. Od małego zabierał mnie na Służewiec. Mama przymykała oczy na ten hazard, bo mieli umowę, że tata zawsze musiał przynieść do domu jakieś pieniądze. Kładł je na stół w kuchni i z uśmiechem mówił: "Krysieńko, znowu się udało" - wspomina Joasia.

- Gdy wrócił z mistrzostw świata w Hiszpanii w 1982 roku, wydzwaniał znajomych i zapraszał ich na moje urodziny w październiku. A w grudniu zmarł. Lubił dobrze zjeść i wypić. Miał cukrzycę, którą zaniedbywał. Mama jest lekarzem i pamiętam, że tata często skarżył się jej, że boli go brzuch. Zdiagnozowano marskość wątroby. Myślę, że jeśli patrzy tam na nas z góry, to nie jest zły, że konie zamieniłam na rower. Szkoda tylko, że nie doczekał zwycięstwa polskich piłkarzy nad Niemcami. Byłby dumny. - wzdycha Joanna.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze