„Super Express”: - Jak się pan czuje?
Ryszard Szurkowski: - Dobrze, dziękuję. Czekam już na święta. Na ten moment, kiedy rozbłyśnie pierwsza gwiazdka, a potem szybko do wieczerzy.
- Dotarły do nas pomyślne informacje, że nogi zaczynają się ruszać. To prawda?
- To jest za dużo powiedziane. Ale pewne objawy poprawy są. Jednak przede mną sporo pracy. A że są pozytywne, to tym bardziej trzeba pracować. I na tym bazuję przez ostatnie półtora roku.
- Pańscy przyjaciele z szosy mówią, że walczy pan bardzo dzielnie, dwa razy dziennie składając wizytę u fizjoterapeuty.
- Trzeba tak działać, że był z tego efekt. To jak w sporcie. Jeden trening nie wystarczy, żeby były efekty. Należy ćwiczyć cały czas. A jeśli są postępy, to znaczy, że idę dobrą drogą.
- Jeszcze niedawno leczył się pan w klinice w Konstancinie, teraz jest pan już w domu...
- Szukam różnych możliwości, przez ostatnie tygodnie codziennie dojeżdżam do Otwocka. Tam ćwiczę na specjalnych urządzeniach, trochę innych niż dotychczas. Szukam innych sposobów dochodzenia do sprawności.
- Niedawno pana przyjaciel z reprezentacji Tadeusz Mytnik powiedział, że lekarze są zachwyceni współpracą z panem i determinacją w walce z kontuzją.
- Tadziu zawsze opowiada barwnie i mówi tak jak by chciał, żeby było faktycznie. I oby się to sprawdziło. Przyjaciół mam wielu. Tadziu jest jednak wśród nich liderem, bo pochodzi z tych samych stron, czyli z Dolnego Śląska. Czuję, że nasza krew jest stamtąd. Cieszę się, że mam takich kumpli, że jeszcze żaden do tej pory mnie nie opuścił. Mam nadzieję, że tak to pozostanie.
- Mieczysław Nowicki zorganizował nawet transport z Niemiec do Konstancina...
- Miecio i Henio Charucki i inni mnie wspierają. Trudno wszystkich wymieniać. Jest fundacja Lion z Poznania, która prowadzi moją opiekę merytoryczną i finansową. Bardzo dziękuję za to. Nie narzekam, bo mam wokół siebie dużo przyjaciół i ludzi dobrej woli.
- Czy miał pan czas, żeby oglądać w telewizji największe światowe wyścigi?
- Mam tego czasu aż za dużo i oglądam nie tylko kolarstwo. Wyścigi są dla mnie za długie. Jak mam przez sześć godzin oglądać Tour de France, to czasami wybieram też inne zajęcia. Ale najważniejszych momentów oczywiście nie przegapię.
- Jakie to będą dla pana święta?
- Spodziewam się radosnych, bo takie zawsze były. Tutaj nic się w mojej rodzinie się nie zmienia.
- Już pan wie, co pan dostanie w prezencie pod choinkę od żony, Iwony?
- Nie wiem, szukam po szufladach, pod pościelą, pod łóżkami. Żartuję oczywiście. Ale pewnie żona coś tam przygotuje.
- Na jakie potrawy pan czeka na wigilijnym stole?
- Zwykle jest ich dwanaście. Spróbuję każdej. Tego wieczora są one bardzo chętnie przez ze mnie konsumowane. Nie mam tej jednej ulubionej.