Przypomnijmy, że w wyniku audytu, przeprowadzonego w Polskim Związku Kolarskim na jaw wyszedł szereg nieprawidłowości, a nawet podejrzenia poważnych przestępstw. O patologiach w PZKol opowiedział były członek zarządu związku Piotr Kosmala. Pojawiły się oskarżenia o zastraszanie sportowców, pobieraniu od nich haraczu, a także kontakty seksualne z zawodniczkami, w tym nawet gwałt.
"Jestem niewinny, chcą mnie zniszczyć!"
Na początku grudnia ubiegłego roku sprawę przekazano do Prokuratury Regionalnej, gdzie rozpoczęła się procedura wyjaśniająca. Czynności przedłużały się z powodu tajemnicy adwokackiej, na jaką powoływała się firma odpowiedzialna za audyt w Polskim Związku Kolarskim. Stąd decyzja o rozpoczęciu śledztwa w sprawie afery kolarskiej zapadła dopiero później.
Prezes PZKol Dariusz Banaszek miotał się w zeznaniach. Raz mówił, że o aferze nie wiedział, innym razem przytoczono nagranie, w którym krzyczał, że o sprawie wiedzieli wszyscy, ale nikt nie zgłosił jej do prokuratury. W aferę wmieszał się minister sportu i turystyki Witold Bańka, który zdecydowanie żądał dymisji prezesa. Banaszek nie ustąpił i otwarł przeciwko przedstawicielowi rządu ostry front. Finalnie w PZKol-u niewiele się zmieniało, a może nawet zupełnie nic, choć zapowiadano świeży start. Dariusz Banaszek pozostał na swoim stanowisku, a nikt nie odpowiedział za patologie, do których miało dochodzić. Być może ustalenia prokuratury doprowadzą do jakiegoś przełomu w seksskandalu.