Rafał Majka zaliczył dwa upadki. Po jednym z nich inni kolarze wpadli na leżącego Polaka. Na szczęście skończyło się na siniakach i obtarciach. Majka jest już szósty w generalce, co dobrze wróży przez etapami w górach.
- Dziś byłem bardzo zmęczony, chyba jeszcze bardziej niż po górksich etapach. Ale powiedziałem, że nie odpuszczę. Za szybko wszedłem w zakręt i się wywaliłem. Cała ekipa czekała na mnie. Cieszę się, że przyjechałem w pierwszej grupie, choć myślałem, że na ostatnim bruku odpuszczę. Jestem poobdzierany, boli mnie bark. Tegoroczny Tour de France to rzeźnia. To naprawdę jeden z najtrudniejszych wyścigów świata. Przeżegnałem się i podziękowałem, że dojechałem. Bo przecież w ubiegłym roku właśnie po kraksie na dziewiątym etapie zakończyłem swój udział w wyścigu. Pierwsze dziewięć płaskich etapów miało być spokojne, a niemiłosiernie dały mi w kość. W poniedziałek odpocznę, a od wtorku wjeżdżamy w góry. Czuję się mocny. Jeśli szczęście dopisze powalczę o jak najwyższe miejsce. Trzymajcie za mknie kciuki! – powiedział na mecie Majka.
Na bruku leżał również Michał Kwiatkowski (Sky), ale również się pozbierał i dojechał do mety. Etap z Arras Citadelle do Roubaix wygrał Niemiec John Degenkolb (Trek – Segefredo).