Marcin jest już w kraju tydzień, ale z ojcem zobaczył się dopiero wczoraj, w Warszawie podczas campu dla młodzieży. - Nie porozmawialiśmy jednak długo - narzeka pan Janusz. - Chłopak ciągle ma co robić, zero wakacji. Czasem dzwoni i mówi, że jest już zmordowany, że ma dosyć.
Mimo wielu zaproszeń, Gortat senior nie odwiedził jeszcze syna w USA. I zapowiada, że... nigdy tego nie zrobi!
- Jakbym miał wsiąść do samolotu, to chyba bym wyzionął ducha - żartuje Gortat senior. - Wolę śledzić mecze spokojnie, w... telegazecie. Na żywo żadnego spotkania nie widziałem. Tyle jest tych kanałów, że człowiek mógłby zbankrutować, gdyby chciał to wykupić. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie zostanie w Orlando numerem jeden. Ale nic więcej o NBA nie mówię, bo ja się na koszu nie znam - usprawiedliwia się.
Niebawem Marcin rozpocznie przygotowania do mistrzostw Europy. Janusz Gortat liczy, że syn przywiezie do domu medal.
- Szansa jest, tylko Marcin musi dostać wsparcie od kolegów, bo sam nic nie wskóra. Ale powalczy, tego jestem pewien. To zadziora. W młodości chciał być piłkarzem, naśladował słynnego bramkarza Haralda Schumachera. Nie pękał, rzucał się pod nogi - opowiada Janusz Gortat.