Wydawałoby się, że gdy na basenie olimpijskim rywalizują ze sobą najlepsi pływacy świata, to raczej nie grozi im utonięcie. W związku z tym niespecjalnie potrzebny jest tam ratownik, ale w Brazylii sytuacja wygląda zgoła inaczej. Zastanawialiście się kiedyś jaka jest najbardziej bezsensowna praca świata? Teraz już wiecie.
Zaczęło się od tego zdjęcia, na którym widać znudzonego ratownika pilnującego olimpijczyków. Strzelamy, że za dużo pracy to on nie ma.
Pointless job number 5643.
— Jake Humphrey (@mrjakehumphrey) 8 sierpnia 2016
Being a lifeguard at the Olympic swimming venue... pic.twitter.com/KN6WOFjbKh
Komiczna sytuacja uwieczniona na fotografii szybko zyskała miano największego absurdu igrzysk w Rio - To jedna z najśmieszniejszych rzeczy jakie widziałem podczas igrzysk olimpijskich. Byliście kiedyś na Bali? Tam ratownicy siedzą na swoich wieżyczkach i cały czas piją piwo. Tak mi się to skojarzyło. Jeśli ktoś dostanie ataku serca, to już po nim - stwierdził rozbawiony Matthew Stanley, pływak z Nowej Zelandii.
Wszystko to jednak uwarunkowane jest prawem, jakie obowiązuje w Brazylii. Zgodnie z ustawą na każdym publicznym basenie o wymiarach większych niż 6x6 metrów, w którym pływają ludzie, musi być obecny ratownik. Sami organizatorzy przyznają, że woleliby ten przepis ominąć, ale nie mają takiej możliwości. A największymi wygranymi są sami ratownicy, którzy nie dość, że dostają za tę "pracę" sowite wynagrodzenie, to jeszcze mogą z bliska oglądać konkurencje olimpijskie. Żyć nie umierać!