"Super Express": - Minął już panu kac po zwolnieniu z Legii?
Jan Urban: - Przyznaję, że byłem strasznie zaskoczony. Cóż, tak zdecydował właściciel klubu, bo już wtedy prezes Leśnodorski wiedział, że przejmie Legię. Czy to był dobry ruch? Czas pokaże.
Przeczytaj: Franz Beckenbauer publicznie skrytykował Josepa Guardiolę
- Nie brak głosów, że zwolnili pana piłkarze przez swoją słabą grę w Lidze Europejskiej.
- Do końca czułem, że gramy razem, że zawodnicy murem stoją za sztabem szkoleniowym. Jestem pełen uznania dla chłopaków, że mimo takiej intensywności spotkań, kontuzji i po zaledwie dwutygodniowej przerwie między sezonami to natężenie wytrzymali. Było jak w rodzinie i jak to w rodzinie, zdarzały się osoby, które marudziły, ale generalnie wszyscy trzymaliśmy się razem. Żałuję tylko jednego, że mimo dobrego wyniku w pierwszym meczu w rewanżu ze Steauą nie wykorzystaliśmy szansy na awans do Ligi Mistrzów.
- Jak pan myśli, czy gdyby koncern ITI nadal rządził w Legii, to byłby pan wciąż jej trenerem?
- Wydaje mi się, że tak. Nasze relacje z panem Walterem zawsze były bardzo dobre. Nie zmieniło tego moje zwolnienie w 2010 roku. Zresztą gdyby szef mnie nie cenił, to czy zaproponowałby mi powrót?
- Czy telefony z propozycjami pracy już dzwonią?
- Niemal od razu po rozstaniu z Legią miałem dwie oferty pracy w polskiej lidze, ale obie odrzuciłem. Teraz jest cisza, ale to dla klubów nie najlepszy moment na zmianę trenera. Nie wiercę się w fotelu, co chwilę sprawdzając telefon. Spokojnie. Na razie odpoczywam z żoną w polskich górach, a w przyszłym tygodniu wyjeżdżamy do Hiszpanii.