Charakterystyka drużyny
Na Euro 2012 jeszcze ich nie było. Stan ten trwał od 2002 roku, gdy Czerwone Diabły, bo taki pseudonim noszą podopieczni Marca Wilmotsa, przegrali w 1/8 finału mistrzostw świata w Korei i Japonii. Przegrali z Niemcami, z Turkami i turniej w Polsce oraz na Ukrainie obejrzeli na ekranach telewizorów. Obudzili się po kilku miesiącach, z rozpędu załatwiając sobie dwa kolejne awanse i przegrywając minimalnie medal mundialu w Brazylii.
To właśnie w Ameryce Południowej narodziło się pokolenie graczy, których dzisiaj boi się cała Europa. Belgia to potęga, jak wspomnieliśmy na wstępie, zbudowana w kraju liczącym ledwie 11 milionów mieszkańców. Gdyby nie Chorwacja, napisalibyśmy, że podobne cuda tylko za oceanem, w niewielkim Urugwaju.
Przegląd kadr robi wrażenie. Zaczniemy po bożemu, od bramki. Pewniak? 24-letni Thibaut Courtois, gwiazda Chelsea Londyn, jeden z najzdolniejszych w Europie na swojej pozycji. Jeśli wierzyć plotkom - dla włodarzy Barcelony wart nawet astronomiczne 50 milionów euro. Zmiennik? 28-letni Simon Mignolet, "jedynka" Liverpoolu. Do niedawna uznawany za jednego z najlepszych w Premier League.
Podobnie jak Vincent Kompany, stoper Manchesteru City, którego jednak we Francji nie zobaczymy. W półfinale Ligi Mistrzów stoper Belgów doznał kontuzji. Wilmots ma jednak spory wachlarz możliwości. Naturalni następcy to duet Tottenhamu: 27-letni Toby Alderweireld oraz 29-letni Jan Vertonghen. Obaj, jakby w promocji, uniwersalni, zagrać mogą bowiem również na bokach obrony. Obok nich w kadrze znalazło się też miejsce dla 31-letniego Nicolasa Lombaertsa, od niemal dekady związanego z Zenitem Sankt Petersburg oraz 30-letniego Tomasa Vermaelena, rezerwowego Barcelony. Rezerwowego, dorzućmy, z jak najbardziej uzasadnionej przyczyny.
Ponadto we Francji zobaczyzmy kilku przedstawicieli młodej fali. 22-letni Thomas Meunier to prawy defensor FC Brugge. 25-letni Dedryck Boyata po nieudanej przygodzie z Manchesterem City, obecnie regularnie zbiera doświadczenia w Celtiku Glasgow. 20-letni Jason Denayer to podstawowy stoper Galatasaray Stambuł. Jest też wreszcie 21-letni Jason Lukaku (KV Oostende), który nieoczekiwanie wygryzł ze składu Luisa Cavandę, dynamicznego obrońcę Trabzonsporu, wcześniej grającego w Lazio Rzym.
Skromnie wygląda środek pola. Ale skromnie, bo Wilmots do Francji chce wziąć tylko czterech graczy. 28-letniego Radję Nainggolana, gwiazdora AS Roma, jego rówieśnika, również gracza Tottenhamu, Moussę Dembele, a także 27-letniego Axela Witsela, wiecznie utalentowanego piłkarza Zenitu. Jest też oczywiście Marouane Fellaini, który na turnieju zdolny będzie prawdopodobnie zagrać na każdej pozycji. Byle tylko wykorzystać jego 194 centymetry wzrostu.
Co innego atak. Tam można wymieniać bez końca. Skrzydłowi? Eden Hazard, Kevin De Bruyne - tych panów przedstawiać nie trzeba. Nawet w momencie, jeśli ten pierwszy ma za sobą koszarny sezon w Chelsea. Tym bardziej, że akurat na brak zmienników Wilmots nie ma prawa narzekać. Jeśli Hazard nie da rady, może sobie wybrać między 29-letnim Driesem Mertensem z Napoli oraz 22-letnim Yannickiem Ferreirą Carrasco, nowym wynalazkiem Diego Simeone w Atletico Madryt. Albo posłać do boju snajperów. 22-letniego Romelu Lukaku z Evertonu (18 goli w Premier League), jego rówieśnika, Michy'ego Batschuayi (17 goli w Ligue 1) lub też postawić na zgranie kolegów z Liverpoolu: 25-letniego Christiana Benteke (9 goli w Premier League) i 21-latka, Divocka Origiego (5 goli w PL).
Prawdopodobny skład
Thibaut Courtois (Chelsea Londyn, 24 lata) - Toby Alderweireld (Tottenham, 27), Jason Denayer (Galatasaray, 21), Nicolas Lombaerts (Zenit, 31), Jan Verthonghen (Tottenham, 29) - Radja Nainggolan (AS Roma, 28), Axel Witsel (Zenit, 27) - Eden Hazard (Chelsea, 25), Yannick Ferreira Carrasco (Atletico, 22), Kevin De Bruyne (Manchester City, 24) - Romelu Lukaku (Everton, 22)
Eliminacje do Euro 2016
Nuda, nuda, nuda. Belgia przez drugie kolejne eliminacje przeszła lekko, łatwo i przyjemnie. Siedem zwycięstw, dwa remisy, jedna porażka - z Walią, co akurat było sporą niespodzianką. Pierwsze miejsce w grupie. Sześć punktów przewagi nad trzecią Bośnią i Herzegowiną. Parafrazując słynny piłkarski cytat prosto od byłego selekcjonera Polaków, tu nie ma co pisać, tu trzeba tabelę podać.
Mecze | Zwycięstwa | Remisy | Porażki | Gole strz. |
Gole str. |
Punkty | |
1. Belgia | 10 | 7 | 2 | 1 | 24 | 5 | 23 |
24 gole strzelone, pięć straconych. Najlepsi strzelcy? Zaskoczenia nie ma. Po pięć bramek zanotowali na swoim koncie Eden Hazard i Kevin De Bruyne, machiny strzeleckie Chelsea i Manchesteru City. Ale za nimi już zabawnie. Cztery trafienia dorzucił bowiem Marouane Fellaini, trzy, rezerwowy Dries Mertens, a środkowi napastnicy... ledwie po jednym.
Gwiazda drużyny: Kevin De Bruyne (Manchester City, 24 lata, 38A - 12 goli)
Miał być w tym miejscu Eden Hazard, ale nie będziemy się wygłupiać. Skrzydłowy Chelsea wielki był, ale dwanaście miesięcy temu. Kończący się sezon to dla niego jedno wielkie pasmo porażek, spuentowane brakiem awansu "The Blues" do europejskich pucharów i dorobkiem bramkowym niegodnym gracza wartego ponoć tyle, ile wcale nie taki mały stadion.
De Bruyne był tymczasem na fali. Do Manchesteru City trafił na koniec letniego okienka transferowego. Miał być uzupełnieniem dla Raheema Sterlinga - kolejnego gracza o wartości małego myśliwca z armii amerykańskiej - a tymczasem stał się prawdziwym motorem napędowym The Citizens. To dzięki niemu niedawni mistrzowie Anglii awansowali do półfinału Ligi Mistrzów i to również dzięki niemu... w tym półfinale nie mieli nic do powiedzenia w starciach z Realem Madryt. Bo to Belg okazał się bodaj największym zawodem, co z pewnością jest obecnie największą skazą na jego wizerunku piłkarskiego herosa.
Drugą, mniejszą, wydaje się nieudana przygoda z Chelsea. Do Londynu trafił latem 2012 roku. Jako utalentowany gracz belgijskiego Genku. Na Stamford Bridge zdążył jednak rozegrać ledwie 9 meczów. Nie wiadomo co myślał Jose Mourinho, gdy kosztem De Bruyne'a stawiał na Williana czy później Pedro. Faktem jest, że The Blues oddali go bez żalu najpierw na wypożyczenie do Werderu Brema, a później do Wolfsburga. Zarobili na nim ledwie 15 milionów euro, a już latem 2015 roku Manchester City zapłacił za niego astronomiczne 45 milionów euro. Inaczej być nie mogło. W barwach Wilków w 51 meczach zanotował 16 goli i 28 asyst.
- To piękny piłkarz - stwierdził niedawno obecny szkoleniowiec Chelsea Guus Hiddink. Nie miał wyboru. Tłumaczył tylko swojego pracodawcę. Z nim w składzie pewnie londyńczyków w europejskich pucharach by nie zabrakło.
Selekcjoner: Marc Wilmots
Urodzony selekcjoner, z modelową wręcz karierą dla sternika kadry narodowej. Gdyby istniał przepis na znalezienie kandydata idealnego, wskazalibyśmy Marca Wilmotsa.
Po pierwsze: wielki piłkarz. Autorytet. Jedna z największych postaci w historii belgijskiego futbolu. Uczestnik czterech turniejów o mistrzostwo świata: 1990, 1994, 1998 i 2002. Po tym ostatnim, wybrany nawet do grona gwiazd całej imprezy. Pewnie w ramach zadośćuczynienia za odebranie mu bramki w 1/8 finału turnieju, przeciwko Brazylii. Czerwone Diabły mogły wyjść na prowadzenie w starciu przeciwko "Canarinhos" i... kto wie? Może powtórzyć wyczyny Turcji oraz Korei Południowej?
Po drugie: trener świadomy nadchodzącego wyzwania. Wilmots do kariery szkoleniowej podszedł jak student. Zaczął w Schalke, gdzie mógł szukać inspiracji. Później przez rok pracował na własny rachunek w Sint-Truiden, a gdy tam poszło słabiej, czekał. I się doczekał. W 2009 roku dostał robotę w belgijskim związku. Najpierw jako asystent Dicka Advocaata oraz Georgesa Leekensa, a od 2012 roku - jako samodzielny selekcjoner.
Skojarzyć łatwo. Wilmots przyszedł, Belgia odpaliła. Były piłkarz Schalke miał ułatwione zadanie. Potencjału kadrowego zazdrościć mu mogli od początku szkoleniowcy bardziej utytułowanych piłkarsko krajów. Ale na co wskazują fachowcy, on nie tylko jest trenerem, ale też partnerem. Surowym, ale partnerem. Dzięki czemu wielkie indywidualności potrafią zdyscyplinować się podczas długich zgrupowań przedturniejowych, skupić na wspólnym celu i umierać jeden za drugiego. Jak mała armia, tyle że warta jakieś 400 milionów euro.
O co Belgowie powalczą na Euro 2016? To już pytanie do Wilmotsa: - Stać nas na awans do półfinału. Jeśli unikniemy kontuzji. A później? Później może się wydarzyć wszystko.
Historia
Sytuacja trudna do wytłumaczenia. Dwa kraje. Holandia i Belgia. Wielkość podobna. Granica między nimi - umowna. Znajdziesz się w Belgii, byłeś w Holandii, nie zobaczysz różnicy. I zupełnie odmienne tradycje piłkarskie. Holendrzy to wielka firma. Od lat 70. - wieczny faworyt do złotego medalu. Kopalnia wielkich talentów, nawet jeśli akurat we Francji Pomarańczowych nie zobaczymy.
Belgowie zawsze pozostawali jakoś w cieniu. Nawet gdy w latach 80. dorobili się drużyny ponadczasowej, czwartej na świecie w 1986 roku, świat spoglądał chętniej w stronę Amsterdamu i okolic. To tam rodził się talent Marco van Bastena i to tam zbudowano drużynę, która w 1988 roku sięgnęła po złoty medal mistrzostw Europy.
A przecież gwiazdy Belgowie mieli w swoim czasie ogromne. Jan Ceulemans, Franky Van der Elst, Eric Gerets, Enzo Scifo - to było pokolenie, które potrafiło walczyć jak równy z równym z Argentyną Diego Maradony. Tym bardziej, jeśli w bramce dysponowało takim asem, jak Jean-Marie Pfaff. Ekscentryka, godnego legend z Ameryki Południowej, a zarazem fachowca, lepszego od wszystkim na Starym Kontynencie.
Czwarte miejsce mundialu było szczytem. Ale miejsca na mundialu Belgowie nie oddawali od 1982 aż do 2002 roku. Tylko raz, osiemnaście lat temu we Francji, nie awansowali z grupy. Dodatkowo w 1972 - wielki snajper Paul Van Himst! - i 1980 roku zdobywali medale mistrzostw Europy.
Czy obecne pokolenie wreszcie przełamie impas i sięgnie po złoty medal turnieju?