"Super Express": - W ostatni weekend zagrałeś swój jubileuszowy 50. mecz w Torino. Ale nie miałeś powodów do świętowania, bo przegraliście z Parmą 1:4.
Kamil Glik: - Zabrakło nam doświadczenia. Szkoda, bo gdybyśmy wygrali, mielibyśmy 35 punktów i praktycznie zapewnilibyśmy sobie utrzymanie. Zostało jeszcze 10 kolejek do końca sezonu i powinniśmy się spokojnie utrzymać.
- 15. miejsce, które zajmujecie w Serie A, to odzwierciedlenie waszego potencjału?
- Jesteśmy lepsi. Kilka meczów przegraliśmy w taki sposób, że ręce opadają. Jesteśmy chyba też rekordzistą Europy, jeśli chodzi o karne podyktowane przeciwko nam - było ich w tym sezonie aż 10.
- Na początku roku pochwaliłeś się, że zostaniesz ojcem. Jak idą przygotowania do roli taty?
- Na pewno dziecko nie da pospać i będzie to mały problem. Ale odeśpię podczas przedmeczowych zgrupowań (śmiech). Myślę, że tak podzielimy z żoną obowiązki, żeby każdy był zadowolony. Doktor powiedział, że na 80 procent będzie to dziewczynka. Imienia jeszcze nie wybraliśmy, poczekamy, aż będzie pewność co do płci.
- Do arcyważnego meczu z Ukrainą w eliminacjach do MŚ przystąpicie po dwóch bolesnych porażkach w spotkaniach towarzyskich: z Urugwajem 1:3 i Irlandią 0:2. Jest powód do niepokoju?
- Nie ma się co oszukiwać: te dwie porażki mogły wlać w serca kibiców nutkę pesymizmu. Zdajemy sobie sprawę, że jest kilka rzeczy, nad którymi musimy popracować. Najbardziej dostaje się defensywie, bo tracimy gole. Ale warto też podkreślić, że większość tych bramek padło po stałych fragmentach gry, a przy nich rywali kryje w zasadzie cała jedenastka. Nie można zwalać winy tylko na obrońców. Mecz z Ukrainą jest megaważny. Jeśli wygramy, bardzo przybliżymy się do awansu na mundial. Jeszcze ponad tydzień do meczu, ale myślę już o nim coraz częściej.
- Jesienią byłeś bohaterem remisowego meczu z Anglią. Ile razy do dziś obejrzałeś na YouTube swoją bramkę?
- Szczerze? Tylko dwa, może trzy razy. To była najważniejsza bramka w życiu, będę pamiętał ten moment do końca życia.
- Myślisz, że dzięki temu golowi przestałeś być dla wielu kibiców anonimowym piłkarzem?
- To nie jest tak, że dopiero dzięki golowi z Anglią pokazałem, że umiem grać w piłkę. Występuję we Włoszech, a tu dobrych obrońców nie brakuje. Jeśli więc wywalczyłem sobie miejsce w składzie zespołu Serie A, to chyba nie ma w tym przypadku?