Kamil Glik jest filarem obrony reprezentacji Polski i trudno sobie wyobrazić, że mogłoby go zabraknąć na rosyjskich boiskach. Jednak dzisiejsza kontuzja powoduje, że jego udział w mistrzostwach świata stoi pod dużym znakiem zapytania.
Podczas porannych zajęć, w trakcie gry w siatkonogę, Glik niefortunnie upadł na bark. Złapał się za niego, a na twarzy pojawił się grymas bólu. Sprawa od razu wyglądała na bardzo poważną. Lekarze podjęli natychmiastową decyzję o przetransportowaniu go do szpitala w Przemyślu na szczegółowe badania.
Zgodnie z FIFA najpóźniej na 24 godziny przez pierwszym meczem kontuzjowany zawodnik może być zastąpiony przez innego. Dlatego w hotelu Arłamów pozostał Marcin Kamiński, który w razie potrzeby wskoczy do składu za Glika. Reszta odstrzelonych zawodników po obiedzie opuściła Arłamów.
- Kamil miał wyjątkowego pecha. Do zdarzenia doszło na boisku do siatkonogi. Pierwotnie lekarze myśleli, że Kamil rozbił sobie głowę. Okazało się, że to uraz barku. Zawodnik razem z naszym doktorem niezwłocznie pojechali do Przemyśla wykonać badania. Kiedy poznamy ich wynik, okaże się jak poważny jest to uraz – powiedział rzecznik prasowy PZPN, Jakub Kwiatkowski. - Odnośnie powołań na mundial, drużyna poznała decyzję trenera przed obiadem. Z kolei z każdym ze skreślonych graczy selekcjoner rozmawiał indywidualnie po treningu jeszcze na boisku. Wyjaśnił im swoje decyzje – dodał.