Pole Position w wyścigu po zwycięstwo w jutrzejszych wyborach to efekt ciężkiej pracy Kuleszy i jego sztabu w kuluarach - choćby po meczach reprezentacji. Do tego dochodzą żmudne miesiące spotkań z przedstawicielami wojewódzkich związków i klubów. To tam ówczesny prezes „Jagi” przekonał się do pomysłu walki o prezesurę. Baronów w polskiej piłce nie brakuje, wielu z nich Kulesza przekonał do siebie. A w polskiej piłce zna ponoć każdego.
- Trzeba poprawić współpracę PZPN ze związkami wojewódzkimi i klubami. Szczególnym wsparciem otoczyć małe kluby, które są na samym dole naszej piłkarskiej piramidy. To przecież w takich małych klubikach zaczynali swoje kariery Lewandowski, Krychowiak czy Zieliński - mówił Kulesza w niedawnym wywiadzie dla „SE”. Proces przekonywania kolejnych baronów (co bardziej zgryźliwi powiedzieliby: leśnych dziadków) powiódł się, a od wielu dni krążą wokół Kuleszy nazwiska szefów wojewódzkich związków. - Nigdy nie było takich rozmów i obietnic [stanowisk –przyp.]. Wiem, że konkurencja albo ktoś kto chce dodać pikanterii, mówi o rozdawanych stanowiskach - uciął Kulesza.
To oni zdecydują o losie polskiej piłki [GALERIA]
Marek Koźmiński ponoć nie spodziewał się takiego obrotu spraw, walka o stery w polskiej piłce wydaje się być przegrana za kulisami. - Ubolewam nad tym, że do dziś nie doszło do jakiejś publicznej konfrontacji przed mediami, czyli przed kibicami i środowiskiem. Dziennikarze zadaliby trudne pytania, a my musielibyśmy się z nimi zmierzyć. Dla mnie funkcja prezesa PZPN jest w dużej mierze reprezentacyjna - mówił nam były reprezentant Polski.
Liczenie szabel może jeszcze zmienić noc przed wyborami, ale wszyscy zgodnie uważają, że zwrotu akcji nie będzie…