W 1991 roku w spotkaniu HSV - Eintracht (6:0) Jan Furtok strzelił trzy gole, a Waldemar Matysik dorzucił jednego. Tym razem również na boisku królowali Polacy, choć z jedną różnicą - HSV było na kolanach. Świetnie grał Błaszczykowski, a Lewandowski, gdyby był skuteczniejszy, mógłby strzelić cztery-pięć goli! Polakami zachwyceni są niemieccy dziennikarze - magazyn "Kicker" przyznał im najwyższą możliwą ocenę: 1, czyli klasa światowa. Obaj trafili do jedenastki kolejki.
Robert Lewandowski jednak spokojnie podchodzi do zachwytów niemieckich dziennikarzy.
- Jestem w stanie spisywać się jeszcze lepiej. Przecież gdyby moja forma była wyższa, to w meczu z HSV strzeliłbym więcej goli - mówi wprost.
To chyba jednak przesadna skromność, bo Lewandowski jest już gwiazdą Bundesligi pełną gębą. Dzięki golom i jednej asyście w niedzielnym meczu został współliderem klasyfikacji kanadyjskiej (gole plus asysty). Wspólnie z Klaasem Janem Huntelaarem z Schalke 04 mają na koncie 21 punktów. Nieco niżej Robert jest w klasyfikacji najlepszych strzelców (3. miejsce z 14 golami), ale wciąż liczy się w walce o koronę najskuteczniejszego (lider, Mario Gomez z Bayernu, strzelił 16 bramek).
Występ Lewandowskiego był bardzo szeroko komentowany także z innego powodu. Gwiazdor reprezentacji Polski miał swoją grą potwierdzić, że jest na tyle dobry, by grać w Bayernie, który mocno się nim interesuje. I choć po raz kolejny pokazał, że jest wart grubych milionów euro, to o transferze do Bayernu wypowiadać się nie chce. Dużo chętniej o sprawie mówią szefowie klubu z Dortmundu.
- Omal nie umarłem ze śmiechu, gdy dowiedziałem się, że Bayern interesuje się Lewandowskim. Nie prowadziliśmy na ten temat żadnych rozmów, więc nie widzę powodu, dla którego miałbym o tym dyskutować - wyjaśnił dyrektor Borussii Hans-Joachim Watzke.