Sędzia Szymon Marciniak: każdy chce mnie oszukać

i

Autor: cyfrasport/se.pl

Szymon Marciniak: Wiem, że każdy chce mnie oszukać [DUŻY WYWIAD]

2018-06-07 7:00

Szymon Marciniak (37 l.) to pierwszy od 20 lat Polak, który jako sędzia główny poprowadzi mecze na mistrzostwach świata. Do Rosji Marciniak poleciał ze swoim teamem (asystenci Paweł Sokolnicki i Tomasz Listkiewicz oraz sędzia VAR Paweł Gil). - Chciałbym, żeby to był mój turniej życia – mówi Marciniak.

„Super Express”: - Skończyły się czasy sędziów z brzuszkami, którzy prowadząc mecz rzadko opuszczali koło środkowe. Jak teraz pan przygotowuje się do meczów?
Szymon Marciniak
: - Moje wspomnienie sędziego z czasów kiedy sam kopałem piłkę to pan z brzuszkiem i koniecznie grubym wąsem. Średnio bym się wtedy nadawał na sędziego. Dziś jesteśmy atletami, trenujemy bardzo dużo. Mamy trenerów przygotowania motorycznego. Miałem pięć tygodni przerwy z powodu kontuzji, więc teraz po ciężkim treningu czuję lekkie „zajechanie”. Mam jednak nadzieję, że jak będzie 90. minuta meczu na mundialu, nie będę musiał ocierać potu, tylko się uśmiechać. Dochodzi do nas, że jedziemy na wielki turniej, mistrzostwa świata. A człowiek się przyzwyczaił do wielkich meczów i wydaje się, że to takie normalne. Wiem jednak ile wyrzeczeń i pracy to kosztowało mój zespół.

 - Mundialowe marzenie to finał?
- Mam to gdzieś z tyłu głowy. Z jednej strony mój wiek pod kątem finałów nie jest zbyt dobry, a z drugiej wiem, jak podchodzą do tego Pierluigi Collina i Massimo Busacca. Jak ktoś będzie świetnie sędziował, to ma szansę dojść bardzo daleko. Kolosalne znaczenie może mieć też to, że mamy doświadczenie z VAR – zarówno na boisku, jak i w busie. Poza tym będą sytuacje meczowe fifty-fifty. Podejmujesz decyzję, pół świata jest zadowolone, a pół nie. Im głośniej o arbitrze, tym nie zawsze jest dobrze. Wspaniale byłoby, gdyby po skończeniu meczu nikt o nas nie mówił.

 - Czy przed meczami sprawdza pan w Internecie, jak przeklina się w krajach, którym pan sędziuje, aby wiedzieć, kiedy piłkarze pana obrażają?
- Zawsze znajdą się tacy, którzy mówią po angielsku. Mając trochę doświadczenia człowiek tę wściekłość opanuje. Jak zawodnik do mnie biegnie to wiem, czy się do mnie uśmiecha, czy cedzi coś przez zęby. To już by doszło do wariacji, gdybym się musiał uczyć 31 języków, żeby słyszeć, czy ktoś na mnie coś złego mówi. W tym pomoże system VAR, który wyłapuje wszelkie gesty obraźliwe u piłkarzy. Gest Kozakiewicza nie przejdzie bez echa (śmiech).

 - Jaka będzie specyfika systemu VAR na mundialu?
- Będzie czterech sędziów VAR, a centrum będzie w Moskwie i tam oni będą siedzieli. Będą mieli na przykład specjalną linię, która będzie wyznaczała granicę spalonego. Niesamowite narzędzia w naszych rękach. Mam nadzieję, że to będą najsprawiedliwsze mistrzostwa w historii.

- Cieszy się pan z wejścia technologii do świata futbolu?
- Piłka się troszeczkę zmienia. Technologia musiała przyjść. Nie mogło być tak, że wszyscy na trybunach po kilku sekundach wiedzieli, że sędzia popełnił błąd, a jedyną osobą, która żyła w nieświadomości, był sędzia. Pamiętajmy, że VAR używany jest wtedy, kiedy sędzia popełni błąd. Jeśli będzie sędziował świetnie, to nie będziemy musieli używać VAR-u. Na przykład jeśli asystent ma wątpliwości odnośnie spalonego to puszcza grę. Potem używamy VAR-u i jeśli padł gol to albo go uznaje, albo anuluje.

 - Jesteście bardziej na świeczniku?
- Tak. Jako sędzia główny i sędzia VAR. Mam wewnętrzną świadomość, że jak popełnię błąd jako główny to kibice w jakiś sposób to zrozumieją, ale kiedy zrobi to sędzia VAR, mający 30 kamer w wozie, to litości nie będzie. Ciężko będzie wyjść i powiedzieć: „Nie zauważyłem, nie nadążyłem, nie jestem robotem”. Pamiętajmy jednak, że system VAR będzie stosowany tylko przy okazji sytuacji czarno-białych.

 - Są tacy piłkarze, którzy przez cały mecz chodzą za sędzią, dogadują, „pomagają” podjąć decyzję. Często pan ma styczność z takimi?
- Coraz mniej takich. Ja zawsze wspominałem Sebka Milę, który zawsze za mną chodził po boisku. „Kurczę, nie płacz, nie chodź za mną”. Przełamanie przyszło, kiedy Sebek został bohaterem narodowym i strzelił bramkę w meczu z Niemcami. Byłem pierwszym, który mu pogratulował. Powiedział wtedy: „Dobra, zakopany topór wojenny”. To, że zawodnik wygląda na „troublemakera”, dużo marudzi i zawraca głowę, to znaczy, że doskonale zna przepisy. Wie, że coś mogło być gwizdnięte. Wynika to z inteligencji piłkarza, a nie z tego, że ktoś jest marudny. Ja też taki byłem jako piłkarz. Wiecznie chodziłem, dokuczałem, a jak ktoś nie chciał mnie słuchać, to byłem agresywny. Ja lubię takich piłkarzy.

- Za takie przeszkadzanie można dać kartkę?
- Kartkę można dać za wszystko (śmiech). Ale nie ma co być fetyszystą. Nowa generacja sędziów to nie są ludzie, którzy lubią dawać kartki. Jeśli jest konieczność to wiadomo, ale jeśli można tego uniknąć, staramy się wykorzystać swój autorytet, żeby tej kartki nie pokazywać.

 - Pan prowadzi półfinał, a Polska w finale, odpowiada panu taki scenariusz?
- Daj Boże, żeby pan miał rację. Ale spokojnie, ja mocno chodzę po ziemi. Zarówno reprezentacja, jak i ja skupiamy się na pierwszym meczu. Jeśli on pójdzie dobrze, to nabierzemy apetytu. Ciężko jest patrzeć tak daleko w przód.

 - Jak przebiegło pana spotkanie z kadrowiczami w Arłamowie?
- Przelecieliśmy przez przepisy, głównie skupiliśmy się na zagraniu piłki ręką. To najmniej wdzięczne zagranie dla wszystkich – piłkarzy, trenerów sędziów czy nawet kibiców, którzy nie wiedzą, kiedy ta ręka jest odgwizdywana. Kadrowicze są naprawdę zorientowani w temacie, tylko nieliczni nie używają na co dzień VAR-u. Ale mają świadomość ja i kiedy działa. Dla nas sędziów to też dużo łatwiej, kiedy zawodnicy są świadomi. Wystarczy czasem rzucić jedno słowo, na przykład „dogso”, i wszystko jest jasne. Ktoś może się dziwić o czym my mówimy, ale piłkarze doskonale wiedzą.

 - Co to takiego?
- Pozbawienie realnej szansy do zdobycia bramki, czyli po „waszemu” kiedy napastnik wychodzi sam na sam z bramkarzem, zostaje z tyłu złapany i podcięty. I wtedy jest czerwona kartka dla sprawcy.

 

- Na co pan zwraca uwagę przygotowując się do meczów?
- Im więcej wiem o zawodnikach, o taktyce zespołów, tym mniej niespodzianek może mnie spotkać na boisku. Jeśli wiem, że zawodnik „X” robi wyblok przed rzutem rożnym, to podchodzę do niego przed meczem i mówię: „Widziałem w dwóch ostatnich meczach co robiłeś, jak zrobisz wyblok, od razu ci gwiżdżę”. Piłkarze często są wtedy zaskoczeni. Ale wiedzą też, że nie mogą tego robić. Wiadomo, że każdy chce mnie oszukać, więc jeżeli pomogę sobie już na początku, to będę miał plusik.


- Czuje pan frajdę z sędziowania?
- Oczywiście, w każdym meczu. Jeśli ją stracę, to będzie znak, że trzeba pomyśleć o innym zajęciu i zostać na przykład… prezesem PZPN (śmiech). Żartuję oczywiście. Gdyby nie było radości z uprawiania tego zawodu, miałbym bardzo trudno. Pamiętajmy, że jest to niewdzięczna praca, każdy cię opluwa, wytyka palcami. Jeśli by człowiek by tego nie kochał, to trzeba byłoby być fetyszystą, żeby biegać w czarnym stroju, kiedy jest 35 stopni Celsjusza. Ale ja się nie mogę tego doczekać. Mam nadzieję, że wreszcie zobaczycie jakieś moje zdjęcia uśmiechniętego w czarnym stroju (śmiech).


- Ma pan sędziowski autorytet?
- Dla wszystkich jest nim Pierluigi Collina, który był świetnym sędzią, a teraz ich szefem. To i mega profesjonalista, i normalny człowiek. Pamiętajmy, że jest pierwszą osobą, która wychodzi przed kamery i nas broni, nawet wtedy, kiedy nie czuje się z nas dumny. Zawsze lubiłem oglądać też eleganckiego Andersa Friska ze Szwecji. No i oczywiście mój „big friend” Howard Webb, który był mistrzem jeśli chodzi o zarządzanie. Zawsze mi było miło, kiedy nas porównywano. Kiedy kończył karierę, to mu mówili: „Dobra, możesz odejść, jest drugi Webb” (śmiech). To dla mnie bardzo miłe.

- Ja też taki byłem jako piłkarz. Wiecznie chodziłem, dokuczałem, a jak ktoś nie chciał mnie słuchać, to byłem agresywny. Ja lubię takich piłkarzy - Szymon Marciniak.

- Wiadomo, że najbardziej zagrożeni kartkami są piłkarze, ale na co muszą uważać trenerzy?
- Komisja sędziowska spotka się z każdą z 32 drużyn, pokaże czego nie robić, żeby nie skończyć na trybunach. Pomimo że stadiony są piękne a krzesełka wygodne, to lepiej oglądać mecz ze strefy technicznej (śmiech). Każdy ma świadomość, że jest technologia, kamery. Łatwo jest wszystko wychwycić. Trenerzy wiedzą, że trzeba skupić uwagę kamer na boisku, a nie tym, co dzieje się na ławce.


- Jakie ma pan relacje z piłkarzami?
- Trzeba pamiętać, że piłkarze są inteligentnymi ludźmi. Oni wiedzą, że dzisiaj sędziuje Kowalski a jutro Iksiński a pojutrze Marciniak. Moje relacje z piłkarzami są bardzo dobre, pomimo że czasami trzeba pokazać kartkę. Rozumieją naszą pracę, a ja nie mam z nikim problemów. Na zgrupowaniu kadry spotkałem się z zawodnikami, wielu z nich kiedyś karałem kartkami. „Kurcze, musiałeś dać mi tę kartkę...” - zagadywali. „Przecież ci mówiłem na boisku, a ty się zarzekałeś, że nic nie zrobiłeś”. Jesteśmy kolegami, ale po różnych stronach barykady. Zawsze się zastanawiałem, czy profesjonalny piłkarz i sędzia mogą być kolegami. Fajne jest to, że na poziomie reprezentacyjnym potrafimy o tym rozmawiać, czasem nawet porobić żarty z różnych sytuacji.


- Lepiej się sędziuje mecze rozgrywane na wysokim poziomie, czy te na niższym?
- Te mecze, które na papierze wyglądają czasami troszkę słabiej, to wcale takiej nie są. Piłkarze potrafią wykreować tak nowe sytuacje na boisku, że nawet doświadczony sędzia może się zdziwić. Czasem można przygotować się mentalnie pod dany mecz, a potem ktoś w 5. minucie popełnia faul, musi wylecieć z boiska i cała trzydniowa analiza idzie w gruzy. Jeden zespół się broni, drugi atakuje, a ty się przygotowywałeś na to, że będzie wysoki pressing. Piłka nauczyła mnie wiele pokory i tego, że jest nieobliczalna.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze