Ireneusz Jeleń (27 l.) był wczoraj w Poznaniu, raptem 50 kilometrów od Wronek, gdzie na zgrupowaniu przebywa reprezentacja Polski. Niestety, Beenhakker nabawił się antyjeleniowej fobii i w tej sytuacji Irek skupił się na podreperowaniu zdrowia. To był właśnie cel jego wizyty w stolicy Wielkopolski.
- Rzeczywiście, niedaleko już stąd do Wronek, ale nie mam złudzeń. Beenhakker mnie nie chce i koniec - przyznaje Jeleń. - A nawet jak mnie powołał na mecz z Ukrainą, to czułem się tam zupełnie niechciany. I na boisku, i poza nim. Przykro mi, bo kto by nie chciał grać dla Polski? - mówi Jeleń i dementuje plotki, że zamierza z kadry zrezygnować.
Beenhakker kłamał
- To nieprawda. Nawet teraz, gdyby Beenhakker zadzwonił, to wstałbym z tego szpitalnego łóżka i pojechał do Wronek - deklaruje nasz napastnik. - Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że nic takiego raczej nie nastąpi. I naprawdę trudno to zrozumieć. W reprezentacji powinni grać ci, którzy są w najwyższej formie. Ja gram regularnie w Auxerre, w 4 meczach strzeliłem 2 gole. I co? I nic! - irytuje się Jeleń, który wyjaśnia jeszcze jedną rzecz:
- Beenhakker mówił, że jest w stałym kontakcie z działaczami Auxerre, a to nieprawda. Dopiero 19 sierpnia poprosił mojego menedżera o numer telefonu do trenera Jeana Fernandeza. A przecież ja w tym klubie gram od dwóch lat!
W bezpiecznych rękach
Jeleń nie może przeboleć braku powołań, ale i tak robi wszystko, by być w jak najwyższej formie. Wczoraj przyjechał do doktora Jacka Janickiego, który przeprowadził zabieg na kręgosłupie piłkarza.
- To właśnie dzięki doktorowi Janickiemu czuję się bardzo dobrze. We Francji w ogóle nie potrafili mi pomóc. Dlatego, gdy tylko potrzebuję, wpadam do Poznania, bo wiem, że jestem w bezpiecznych rękach - mówi Jeleń, który do treningu może wrócić już dziś.
O 9.30 ma samolot, ale nie do San Marino, tylko do Paryża. Szkoda...