"Super Express": - Gdy znów zagrał pan przeciwko Karolowi Bieleckiemu po tym feralnym wypadku z czerwca, denerwował się pan?
Josip Valcić: - I to bardzo. To nie mógł być dla mnie zwykły dzień. Ale Bielecki to fantastyczny facet. Rozmawialiśmy i przed meczem, i po, kiedy podszedłem go wyściskać. Nie ma do mnie pretensji, pytał, jak się czuję, jak sobie radzę. To on martwił się o mnie! Dzień, w którym wybiłem mu oko, był najgorszym w moim życiu. Ale to spotkanie z nim w ten weekend pozostanie w mojej pamięci jako coś wspaniałego. Bo trafiłem na świetnego człowieka i wspaniałego sportowca. Dla mnie Karol Bielecki to najlepszy piłkarz ręczny świata. I wielki człowiek. Nie każ-dy potrafiłby wybaczyć, mimo, że to był wypadek.
Przeczytaj koniecznie: Karol Bielecki spotkał zawodnika, który wybił mu oko. Najpierw mu wybaczył a potem go ograł! WYWIAD
- Jak pan wspomina tamten wieczór w Kielcach?
- Jako wielki koszmar. Po meczu wróciłem do hotelu i czekałem na wieści. W moim pokoju pojawili się gracze polskiej reprezentacji, którzy ciągle gdzieś dzwonili i pytali o zdrowie Karola. Od razu mówili mi, że jest bardzo źle, ale wtedy była jeszcze nadzieja, że lekarze uratują oko. Tamtej nocy nie spałem, były tylko łzy, szok i oczekiwanie. Kilka dni potem dotarła do mnie informacja, że Bielecki stracił oko.
- Próbował pan do niego zadzwonić?
- Nie, bo uważałem, że to nie jest rozmowa na telefon, chciałem się z nim spotkać osobiście, tak jak to miało miejsce w niedzielę. Ale przez cały czas śledziłem wszelkie informacje o nim. Czytałem każdą notkę, każde jego zdanie
- Wierzył pan, że wróci do gry?
- Na początku nie wiedziałem, jakie są szanse. Ale gdy przeczytałem wywiad z Karolem, że powalczy o powrót do sportu, to zacząłem się modlić. Jestem katolikiem, od tamtego czasu wiele razy prosiłem Boga o pomoc, aby Karol wrócił. Dzień, w którym znów zagrał, był jednym z najbardziej radosnych w moim życiu.
Patrz też: Sławomir Szmal: Karol pocieszał mnie, gdy stracił oko - WYWIAD
- Kiedy znów walczyliście przeciwko sobie na boisku, grał pan na sto procent, czy jednak uważał pan, aby znów nie uszkodzić Bieleckiego?
- Dawałem z siebie wszystko, ale nie grałem w tym meczu bezpośrednio na Bieleckiego. Gdyby tak było, to jednak bym podświadomie uważał. Jedno nieszczęście wystarczy. Muszę z tym brzemieniem żyć dalej, ale dzięki rozmowom z żoną i wspaniałemu zachowaniu Karola daję sobie radę.