Twierdzi, że związek piłki ręcznej powinien bardziej zainteresować się kontuzją Karola. Jego zdaniem, gdyby nie klub, piłkarz zostałby pozostawiony samemu sobie.
"Super Express": - Twoje pokolenie zdobywało medale na wielkich imprezach, ale nigdy nie wywalczyło złota. Brakuje go?
Sławomir Szmal: - Pewnie, że tak. Ale my się jeszcze nie skreślamy. Jesteśmy w najlepszym wieku dla piłkarzy ręcznych. Są jednak problemy. Na przykład kontuzja Karola Bieleckiego, która pokazała, jak słabo jesteśmy przygotowani na takie sytuacje. Karol jest podporą reprezentacji Polski. Mam nadzieję, że wróci, ale to jest jego decyzja. Takie nieszczęście może się przytrafić każdemu i chciałbym, byśmy byli odpowiednio zabezpieczeni przez związek. A nie pozostawieni na lodzie. Bo tak się stało.
- Czego zabrakło?
- Godnego ubezpieczenia. Karol zarabia jakieś pieniądze i po tym wypadku było zagrożenie zakończenia kariery. Pieniądze, które dostałby z ubezpieczenia, nie wystarczyłyby mu na godne życie. Bezskutecznie szukałem kontaktu z prezesem związku, abyśmy wspólnie się zastanowili co zrobić, by nie popełniać więcej takich błędów. To jest przykre, że brakuje jakiegokolwiek kontaktu. W takich sytuacjach człowiek musi czuć, że ktoś się nim interesuje. Z klubu cały czas ktoś do niego dzwonił.
Przeczytaj koniecznie: Zleję waszego idola!
- Bielecki wróci do reprezentacji?
- Kadra to są wielkie wspomnienia. Czasem oglądamy zdjęcia z jakichś mistrzostw, wszystko wiąże się z uczuciami. I to ciągnie do reprezentacji. Dlatego my teraz Karolowi jak najwięcej tych zdjęć pokazujemy (śmiech). To jest przykre, że Karol musi teraz się zastanawiać nad kadrą. Wie, że jak po raz kolejny coś takiego się stanie, to znów może zostać na lodzie.
- To może powinniście się postawić związkowi?
- My jako reprezentacja już nieraz stawialiśmy się związkowi, by ratować piłkę ręczną w Polsce. Ale ciężko przyjeżdżać na każde zgrupowanie i koncentrować się na protestach zamiast na grze. Patrzę na miejsca, gdzie kiedyś była wielka piłka ręczna i widzę, że ona tam umiera. Choć z drugiej strony zainteresowanie jest większe dzięki naszym sukcesom. I to nie może być zaprzepaszczone. W Niemczech dbają o to. Poszedłem z moim synem tutaj na minipiłkę ręczną. I znakomicie się bawił. To jest nakręcanie kibiców, by interesowali się tą dyscypliną. Tego u nas brakuje. Ucieka nam Europa. My nawet nie próbujemy jej gonić i to jest przykre.
- W jaki sposób pomagałeś Karolowi po stracie oka?
- Raczej przeszkadzałem. Przejąłem się bardzo tym wypadkiem i miałem wewnętrzny lęk przed dzwonieniem do Karola. Bałem się, że nie będę go motywował, ale dołował. To Karol kilka razy do mnie dzwonił. I to on mnie pocieszał. Mówił: ""Kasa", nie przejmuj się, będzie dobrze".
- Co było dla niego najtrudniejsze?
- Chyba presja. Jak wracasz po takim wypadku, czujesz presję kibiców, bo ci ciągle patrzą ci na ręce. Każdemu, zdrowemu czy nie, zdarzy się nie złapać piłki. U niego to będzie odbierane: "nie złapał, bo nie widział". To jest bzdura, bo ja nie widzę u niego żadnej różnicy.