Świetna pensja i chęć przeżycia przygody jak z "Baśni tysiąca i jednej nocy" sprawiły, że polski wicemistrz świata z 2007 roku przystał na ofertę z Iranu.
Marcin Lijewski: Trener Cadenas mnie nie chce [WYWIAD]
- Najpierw zaproszono mnie na rekonesans do Sabzewar. Miałem trochę obaw, ale raz kozie śmierć, poleciałem! I nie żałuję! Wszędzie traktowano mnie z dużym szacunkiem i życzliwością. Na każdym kroku widać, że to islamski kraj. Oficjalnie nie wolno spożywać alkoholu, ale kwitnie kontrabanda. Moi koledzy z drużyny mówili, że jeśli Allah czegoś nie widzi, to się nie gniewa. Kobiety po ulicach biegają okutane w burki, w których wyglądają jak wojownicy ninja. Choć panował ponad czterdziestostopniowy upał, to nie wolno było np. pokazać się w miejscu publicznym w krótkich spodenkach. W hotelu były osobne strefy dla mężczyzn i kobiet - opowiada Marcin, który był pod wrażeniem urody Iranek. - Kiedy w samolocie z Meszhedu do Stambułu wylecieliśmy już z przestrzeni powietrznej Iranu, panie zdjęły burki, wyciągnęły telefony i zaczęły się malować. Naprawdę mogą się podobać - śmieje się rozgrywający.
Lijewski miło wspomina również irańską kuchnię. - Niemal każde danie podają z pysznym ryżem i świetnie przyprawioną, bardzo smaczną baraniną. Jedzenie było wyśmienite - uważa "Szeryf".
Polska - Rosja. ME 2014. Marcin Lijewski: Z Ruskimi pójdziemy na noże! [WYWIAD]
Polak wraz z Samen al Hojaj zajął siódme miejsce na turnieju LM w Dausze. - Poziom był dużo niższy niż w Europie. Chłopaki przeprowadzali genialną akcję, by po kilku minutach na dziesięć sytuacji sam na sam z bramkarzem zmarnować osiem.
Lijewski nie ukrywa jednak, że za rok chętnie by wrócił na Bliski Wschód. - Jeśli tylko się odezwą, to pakuję się i lecę - zapewnia.