- Prędzej umrzemy, niż się poddamy. Mam pomysł na historyczny medal - zapowiadał przed starciem ze swoimi rodaczkami duński trener naszej drużyny Kim Rasmussen (41 l.).
Polki wyciągnęły wnioski z fatalnej pierwszej połowy półfinału z Serbkami, kiedy przez 30 minut rzuciły tylko sześć goli Po nerwowych pierwszych minutach, gdy przegrywały już 2:5, zaczęły grać swoje. W 12. minucie był remis 5:5, a potem świetne interwencje Małgorzaty Gapskiej (30 l.) i Anny Wysokińskiej (26 l.) oraz skuteczne kontry sprawiły, że 120 sekund przed końcem pierwszej części Polki prowadziły 15:10. I wtedy po raz pierwszy przekonały się, ile kosztuje chwila rozkojarzenia. Dwie akcje rywalek, kilka zmarnowanych szans i do przerwy było już tylko 15:12.
Witalij Kliczko mógł zginąć jak Lech Kaczyński w Smoleńsku? Ukraińcy boją się zamachu!
- To był ważny moment, bo nagle zrobił się mecz na styk. Po przerwie Dunki uderzyły na nas z taką siłą, że nie byłyśmy w stanie im się przeciwstawić - mówiła najskuteczniejsza w naszym zespole obrotowa Patrycja Kulwińska (24 l., 5 bramek).
W duńskiej ekipie szalała szybka i zwrotna, a przy tym imponująca mimo skromnych warunków fizycznych piekielnie silnym rzutem Kristine Kristiansen (38 l.). Wczoraj przebojowa blondynka aż 10 razy znalazła drogę do polskiej bramki. - Zrobiła nam tyle krzywdy, że aż wstyd - kręciła z niedowierzaniem głową Kulwińska.
Dziś biało-czerwone wracają do Polski. Bez medalu, ale i tak są bohaterkami. Tym razem się nie udało, ale wierzymy, że byliśmy właśnie świadkami narodzin wspaniałej drużyny!