"Super Express": - Trema, niepokój, świadomość ogromnej stawki? Jakie uczucia targają tobą przed jednym z najważniejszych meczów w karierze?
Sławomir Szmal: - W barwach Rhein-Neckar Loewen grałem już w Final Four Ligi Mistrzów i mam świadomość, o co toczy się gra. Gramy o raj. To z pewnością najważniejsze spotkanie w sezonie. O rewanżu z Macedończykami zacząłem myśleć już po ostatnim gwizdku sędziego w Skopje. Siedzę i analizuję rywali. Jak się kto ustawia, rzuca. Presja jest spora, ale sobie z nią poradzimy.
- Te kilka dni pomiędzy meczami mają wpływ na życie rodzinne? Żona, piłkarka ręczna, chyba rozumie, że mąż jest wyciszony, nieobecny
- Na pewno odbija się to na rodzinie. To nie jest tak, że zamykając drzwi od mieszkania, odcinam się od presji. Żona rozumie, kiedy biorę laptopa i idę do drugiego pokoju, by podglądać przeciwników. W domu wiedzą, że nie można mi wtedy przeszkadzać.
- Vive wyrasta pomału na Real Madryt piłki ręcznej?
- Takie porównania nie mają sensu. Vive to w pełni profesjonalny, poukładany klub, ale do Realu nam daleko. My dopiero bijemy się o swoje miejsce w Europie. Po rewanżu ze Skopje okaże się, w jakim miejscu jesteśmy. Na pewno robimy dobrą reklamę polskiej piłce ręcznej. Jesteśmy jak lokomotywa. Jak awansujemy do Final Four, to pociągniemy całą dyscyplinę.
- Piłkarze ręczni Wisły Płock za rządów Larsa Walthera mobilizowali się przy ostrych dźwiękach Metalliki. A czego wy słuchacie w szatni?
- Mnie to specjalnie nie interesuje, bo przed meczem staram się wyciszyć. Koncentruję się na spotkaniu. Ale jestem pewien, że w niedzielę po starciu z Metalurgiem odsłuchamy "We are the champions" Queen. Już ja o to zadbam (śmiech).
Nie przegap!
Vive Targi - Metalurg Skopje
Niedziela, godz. 17 Polsat Sport