"Super Express": - Po niedzielnym meczu twój kolega Kamil Syprzak powiedział, że to, co działo się na boisku, bardziej przypominało uliczne bójki niż piłkę ręczną.
Adam Wiśniewski: - Miał rację! Rywale rozpoczęli bijatykę. Obu stronom oberwało się po głowie, ale to wina sędziów! Człowiek wychodzi na mecz owinięty plastrami, ryzykuje zdrowie, a panowie z gwizdkami wszystko mają gdzieś i dopuszczają do brutalnej gry. Wiadomo, jak to jest - święta wojna, nerwy, emocje, zdarzy się kogoś szturchnąć w ferworze walki, ale od tego jest dwóch arbitrów, by pilnowali, żeby ta agresja nie posunęła się za daleko. Nie może być tak, że z chłopakami z Kielc, którzy są przecież naszymi kolegami, bijemy się jak jakieś szczeniaki, a sędziowie tylko się przyglądają. Przecież zawodnicy Vive powinni dostać nie jedną, ale trzy czerwone kartki!
Grzegorz Tkaczyk znów zagra w reprezentacji?
- Nie zmienia to faktu, że Vive prowadzi 2:0 i w czwartek mogą w waszej hali odbierać złote medale.
- Cóż, wygra lepszy. Pytanie tylko, czy Vive rzeczywiście jest aż tak dużo lepsze od nas, skoro w dwóch meczach w Kielcach musieli się strasznie z nami namęczyć, mimo że graliśmy zdziesiątkowani kontuzjami, praktycznie w sześciu przeciwko szesnastu. Nie pękaliśmy. W Kielcach mają dwa czy trzy razy większy budżet.
- Gdzie szukać nadziei, że jutro postawicie się faworytowi?
- Jak nasi kibice hukną, to rywalom pospadają getry (śmiech). A my zostawimy na parkiecie serca i wątroby.