Licząca 628 mil morskich trasa z Sydney do Hobart na wyspie Tasmania, chociaż krótka, znana jest z bardzo trudnych warunków żeglugi (mocny wiatr, wysoka fala). Od ponad roku dodatkowym utrudnieniem stała sike pandemia Covid-19. Rok temu zmusiła organizatorów do odwołania imprezy, a w tym roku unieruchomiła w porcie kilka jachtów, których załoganci zakazili się chińskim patogenem. Wśród nich były wielkie jednostki „Comanche” i „Wild Oats XI”, triumfatorzy poprzednich edycji.
W tym roku 88 jednostek zmagało się nie tylko z koronawirusem, ale też z huraganowym niemal wiatrem (do 30 węzłów czyli 55,5 km/h). Ponad połowa z nich nie ukończyła trasy z powodu awarii technicznych lub obrażeń żeglarzy.
Gdy na wodach Zatoki Tasmańskiej zabrakło faworytów, rozgrywka o zwycięstwo toczyła się pomiędzy trzema innymi jachtami 100-stopowymi (długość kadłuba ok. 30,5 m). Przez pewien czas po starcie na prowadzeniu był australijski „LawConnect”. Pozycję lidera odebrał mu „Black Jack” z międzynarodową załogą, prowadzony przez skipera Marka Bradforda.
Na mecie monakijski „Black Jack” zanotował czas 2 dni 12 godz. 37 min. 17 sek, gorszy o dzień i 3 godziny od rekordu imprezy należącego do… „Comanche”. Uzyskał prawie trzy godziny przewagi na „LawConnect” i ponad 3 godziny nad hongkońskim jachtem „SHK Scallywag”.
Co ciekawe - zwycięski żaglowiec już po raz drugi triumfował w Sydney - Hobart. Poprzednio był najszybszy w roku 2009, pod nazwą "Alfa Romeo".