"Super Express": - Jak się panu pracuje w tym ubogim afrykańskim kraju?
Bogusław Baniak: - Nie jest łatwo. Szeroka kadra, którą wyselekcjonowałem, liczyła 65 piłkarzy. Ale okazało się, że rodziców niektórych chłopców nie stać na paliwo do motoru, albo nie mają nawet roweru, żeby dojechać do ośrodka federacji. Niektórzy nie mają nawet na buty, jest tam dużo ubóstwa. Ale talentów nie brakuje.
- Czy któryś z polski klubów pytał pana o tamtejszych piłkarzy?
- Miałem telefony od menedżerów. Ale nie podejmowałem rozmów, bo jestem trenerem, a nie menedżerem. Z całą odpowiedzialnością od razu mogę jednak wymienić nazwiska powiedzmy trzech młodych piłkarzy, którzy są wystarczająco dobrzy na Ekstraklasę. Gdyby spytał mnie o nich właściciel któregoś z naszych klubów, choćby bliskiej mojemu sercu Pogoni, to służę informacjami. Również w kwestii współpracy którejś z polskich akademii piłkarskich z graczami z Burkina Faso, bo chłopcy stamtąd są wręcz stworzeni do piłki nożnej.
- Co dalej z pana pracą w Afryce?
- Kontrakt mam do maja i na pewno go dokończę. Być może dostanę propozycję, żeby pozostać i kontynuować pracę z drużyną U-15 aż do 2019 roku. Ale po wielu latach pracy z seniorami mam marzenie, żeby poprowadzić pierwszą reprezentację któregoś z afrykańskich krajów. Choć. pobyt w Afryce odbija się już na moim zdrowiu, dwa razy mimo szczepień byłem chory na malarię, a w drugim przypadku był to poważny stan.