Śródki dopingujące w organizmie lewego obrońcy, wypożyczonego z Legii do Panathinaikosu, wykryto 4 kwietnia po meczu ze Skodą Xanthi. Początkowo Grecy zdyskwalifikowali go na na 3 miesiące. Piłkarz protestował, nie czuł się winny. Wziął specyfik na obniżenie wagi, chciał poprawić szybkość. W leku była niewielka dawka zakazanego "wspomagacza".
Próby odwoływania się od wyroku okazały się dla Wawrzyniaka fatalne, bo Panathinaikos najpierw zwiększył mu dyskwalifikację do 1 roku, a potem nawet - pod presją greckich mediów - do 2 lat. Ciekawe, że surowe zwykle FIFA uznało, że wystarczającą karą dla Wawrzyniaka będzie 1 rok zakazu startów. Dopiero wtedy grecka federacja, po namyśle, zmniejszyła również karę do 1 roku.
Biegnie ona od 4 kwietnia 2009, a więc zakończy się 4 kwietnia 2010. Kuba mógł zaczekać, ale ma w sobie poczucie, że jeśli zawinił, to nieświadomie. I dlatego postanowił apelować raz jeszcze do ostatniej instancji jaka mu pozostała, Trybunału Arbitrażowego w Lozannie.
Stanie przed nim w czwartek, 26 listopada, o 9.30 i nie może być pewny wyroku na swoją korzyść. Prawnicy wskazują, że dopingowy specyfik, który u niego wykryto, należy według terminologii agencji antydopingowej WADA, do "substancji niespecyficznych". Przyjętych na własną odpowiedzialność i na własną rękę. Za lekkomyślność kary są surowe i złagodzenia ich rzadkie.
Jakub Wawrzyniak nie chce jednak by ciągnęła się za nim opinia "koksiarza".
Kuba walczy o dobre imię
Jakub Wawrzyniak (26 l.) mógłby spokojnie poczekać jeszcze nieco ponad 4 miesiące i wrócić na boisko. Ale piłkarz nie chce meczu o przyszłość wygrać walkowerem. Jedzie do Trybunału Arbitrażowego w Lozannie by bronić swojego dobrego imienia.