Co panom z Ekstraklasy przeszkadza futbol kobiecy lub nazwanie menedżera pośrednikiem? To ostatnie wynika wprost z regulacji międzynarodowych. Ktoś odmroził sobie uszy na złość babci pod postacią prezesa Bońka. Odnoszę wrażenie, że nie każdy delegat orientował się w materii, nad którą głosował, raczej chodziło o działanie na zasadzie "nie, bo nie". Reżyserom owego spektaklu dedykuję myśl noblisty Para Lagerquista: "Nie ma takiego pana, który byłby większy od swojego błazna". Stare (1952), ale nieśmiertelne.
Teatr prowincjonalny w Polsce ma się dobrze, sale pełne, spektakle na poziomie. Świetny aktor i dyrektor nowohuckiej sceny Jerzy Fedorowicz porównuje aktorów prowincjonalnych do piłkarzy. Wielu bryluje w niższych klasach (teatrach), ale każdy marzy o Legii, Lechu, Bayernie i Arsenalu. Podobnie asy sceny w Jeleniej Górze i Rzeszowie chciałyby zagrać Hamleta w krakowskim Starym lub warszawskim Narodowym. Tylko niektórym się powiedzie, ale wszyscy zasługują na szacunek za to, że marzą i próbują. Zima już pewnie nie wróci, ale nie żal jej, skoro polscy sportowcy zawiedli na całej linii. Takiej mizerii narciarsko-łyżwiarskiej dawno nie było. Na szczęście do zimowych igrzysk olimpijskich zostało sporo czasu. Nie grzebmy medalowych nadziei.