Nowa polska gwiazda boksu zawodowego. Jestem jak dynamit i wygram

2012-07-27 21:54

Michał Chudecki, to 26-letni zawodnik z PKB LECHMA Poznań, który po 13 latach ogłosił zakończenie przygody z boksem amatorskim. Nie oznacza to jednak, iż całkowicie porzuca ten sport. Młody Polak powrócił do USA, by w siłowni Global Boxing przygotować się do rozpoczęcia kolejnego etapu swojej kariery bokserskiej, a mianowicie występów w ringu zawodowym. O kontynuacji życia pod szyldem boksu oraz planach na najbliższe miesiące, opowiedział nam w rozmowie po jednym z zakończonych treningów.

„Super Express”: – Jak ostatnio rozmawialiśmy, to głównym tematem były twoje szanse na olimpijski medal. Dużo się zmieniło od tego czasu...

Michał Chudecki: – Tak, podczas ostatnich Mistrzostw Polski w poznańskiej arenie, w półfinale złamałem rękę w walce z kolegą klubowym Damianem Wrzesińskim. To była trzecia runda, po jednym z ciosów poczułem, że coś jest nie tak. Ręka mi opadła, do końca rundy doboksowałem i wygrałem walkę. Myślałem, że w finale wystąpię i po raz piąty zdobędę Mistrzostwo Polski no i była to taka niby przepustka na kwalifikacje olimpijskie... Tak się jednak nie stało...

Do finału przez kontuzję nie stanąłeś. Zamiast tego wyszedłeś na ring i ogłosiłeś, że przechodzisz na zawodowstwo?


– Tak. Miałem to i tak zrobić po kwalifikacjach olimpijskich. Niestety nie zrealizowałem najważniejszego celu, czyli występu na olimpiadzie. Widocznie tak miało być. Ta perspektywa medalu byłaby doskonałym ukoronowaniem mojej kariery amatorskiej. Poza tym olimpijski medal otwiera dużo drzwi w boksie zawodowym, tych lepszych drzwi. Szkoda, że mi się nie udało.

Od marca trenowałeś w Polsce. Kiedy zrodził się pomysł, by wrócić na treningi do Global Boxing?

– Najwyraźniej spodobałem się będąc tutaj poprzednim razem Mariuszowi Kołodziejowi, zaimponowałem mu ciężką pracą i zaangażowaniem się w treningi. Powiedział mi zimą, że drzwi do Global Boxing są dla mnie zawsze otwarte, więc nie miałem obaw. Od razu nawet w ten sam dzień, gdy doznałem kontuzji pan Mariusz napisał mi: „Głowa do góry, widocznie tak miało być. Wracaj do zdrowia i przyjeżdżaj do nas”. Bardzo fajnie mi się zrobiło.

Jak długo leczyłeś kontuzję? To było złamanie kości promieniowej przedramienia, brzmi skomplikowanie.

– Po kontuzji nie ma śladu, bardzo się z tego cieszę. Wielu ludzi mi mówiło, że będę długo odczuwał to złamanie. Wcale tak nie jest. Zrost kości jest zawsze mocniejszy, jest ona pogrubiona i wzmocniona. Ręka dobrze się zrosła i w tym miejscu już nie pęknie (śmiech).

Już wcześniej trenowałeś w Globalu jako jeszcze amator. Parę dni temu rozpocząłeś treningi pod kątem zawodowstwa. Czy one różnią się od siebie?

– Zdecydowanie różnią się. Ja teraz nie przyjechałem tutaj taki „surowy”. Przez 9-10 tygodni w Polsce pracowałem głównie nad siłą, bo jednak przez miesiąc po złamaniu ręki prawie nic nie robiłem, bo nie mogłem. Męczyłem się z tym, energia mnie rozpierała. Ja jestem taki, że nie mogę usiedzieć na miejscu. Dosyć szybko więc zacząłem biegać, chodzić na basen i rehabilitację. Dobrze się odżywiałem. Jadłem nawet jakieś galaretki, żeby szybciej kość się zrosła. Pracowałem głównie nad siłą i kondycją, by przyjechać w dobrej dyspozycji. Teraz trenerzy bardziej mnie szlifują, przestawiają na boks zawodowy, który różni się od amatorki. Treningi są inne, mocniejsze. Boks amatorski jest szybszy. Zawodowy to bardziej wykorzystywanie i wyszukiwanie luk i braków u przeciwnika. Przyjechałem do USA bardzo dobrze nastawiony i nie boję się żadnych wyzwań. Mam pełne zaufanie do sztabu szkoleniowego.

To kiedy debiut na ringu zawodowym?


– Prawdopodobnie będzie to Puerto Rico, 1 września, na gali współorganizowanej przez Golden Boy Promotions. Później będą kolejne walki, a po ok. 10 pojedynkach powinienem zacząć pojawiać się w rankingach. Muszę teraz skoncentrować się na nadrobieniu czasu straconego w Polsce. Jeżeli chodzi o same walki, to planujemy 2-3 „czwórki” (4-rundowe, przyp. red), a później przechodzimy na „szóstki”, żeby zbierać punkty i zaistnieć w jakiejś federacji. Boks amatorski to tylko walki trzyrundowe i to kolejna różnica. Wszystko będzie zależeć oczywiście od mojej dyspozycji, bo na pewno, tak na pół gwizdka nie chcę się narażać. Po jakimś czasie może jakiś pas...

Czy Michał Chudecki ma już pseudonim ringowy?

– Tak, wybraliśmy go rodzinnie. Ojciec mojej żony lubi bardzo zespół AC/DC. Kiedyś kupiliśmy mu nawet na urodziny bilet na ich koncert w Berlinie. To dzięki niemu wpadła mi w ucho piosenka „TNT”, on mnie tym zaraził. Leci to mniej więcej tak: „...I'm TNT, I'm Dynamite. TNT And I'll win the fight”...  Czyli jestem jak dynamit i wygram walkę. Ostatnio nawet mój syn nauczył się tej piosenki, chodzi i śpiewa.  Ciągle mi też powtarza, że przy tej muzyce muszę wychodzić na ring.

Dziękuję za rozmowę i będziemy trzymać kciuki za twój udany debiut w ringu zawodowym.

– Dziękuję również i zapraszam do polubienia mojego fan page na facebooku: www.facebook.com/michal.chudecki.9

rozmawiała Joanna Maj

Najnowsze