"Super Express": - Wszyscy się dziwili, kiedy wyjechała pani do USA...
Otylia Jędrzejczak: - Wyjechałam, by w Los Angeles odtworzyć systematyczność w treningach i żeby pogłębić miłość do sportu. I to mi się udało. Początkowo było pod górkę. Ale teraz jestem bardzo pozytywnie nastawiona do życia, jestem dziewczyną na "tak".
- Wcześniej było inaczej?
- Zawsze chciało mi się trenować, wbrew temu, co mówiły o mnie osoby, które mnie zbyt dobrze nie znają. Ale może brakowało koncentracji i przyjemności z tego, co robię. Teraz przygotowuję się do głównych imprez roku 2011: MŚ w Szanghaju i ME w Szczecinie. Czuję, nawet wiem, że popłynę dobrze. Rzadko mówię coś takiego, ale teraz to powiem.
- Co się takiego stało, że w Kalifornii odnalazła pani radość z pływania?
- Dorosłam do tego, by porządnie realizować treningi. Wreszcie nie choruję, a to powtarzało się stale w Polsce. Moje zatoki nie bolą w ciepłej Kalifornii. Wróciła wiara w swoje możliwości.
Przeczytaj koniecznie: NBA. Marcin Gortat: Wreszcie sobie pogram
- W Los Angeles trenuje pani z medalistami MŚ w Dubaju, m.in. Algierczykiem Melloulim, Austriakiem Roganem...
- W tej grupie wszyscy się wzajemnie wspierają, wychodząc z założenia, że jeśli uda się zmobilizować kolegę do szybszego pływania, to i sami popłyniemy szybciej. A nie tak, że skoro on jest szybszy, to ja jestem słaby. W Polsce funkcjonuje rywalizacja trenerów i ona przenosi się na zawodników. Tylko niech z tego nie wyjdzie, że umniejszam zasługi polskich trenerów. Bardzo wysoko cenię wielu naszych trenerów, w tym Pawła Słomińskiego, z którym pracowaliśmy 7 lat, i Roberta Białeckiego, z którym pracowałam ostatnio.
- Dużo kosztuje pobyt w LA?
- Od związku pływackiego dostaję 1500 dolarów miesięcznie. Wystarczy na mieszkanie i jeszcze trochę zostaje. Sama płacę za trenera, siłownię i inne wydatki.
- Kiedy ostatnio słyszała pani uwagę, że jednak nie wróci pani do wielkiej formy?
- Co chwila słyszę (śmiech). Każdy ma prawo do swoich opinii. Ja cieszę się, że pływam, mam dobrego trenera i psychiczny spokój.