Zarzuty karne postawiono do tej pory sześciu osobom, w tym funkcjonariuszom policji i organizatorom – przekazał szef policji w Indonezji. Zostaną oni oskarżeni o zaniedbanie skutkujące śmiercią ludzi, za co grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności. Katastrofa wydarzyła się, kiedy policja wystrzeliła gaz łzawiący w fanów, którzy wtargnęli na boisko po porażce swojej drużyny. Setki widzów ratowały się potem ucieczką przez wąskie wyjścia, co spowodowało śmiertelną panikę i tratowanie ludzi.
Wściekli się, bo ich drużyna przegrała. Gigantyczne zamieszki na boisku
Od razu po tragedii krytykowano działania policji, która użyła gazu łzawiącego. Lokalny komendant policji w Malang, gdzie doszło do incydentu, został zwolniony, a dziewięciu innych funkcjonariuszy zostało zawieszonych.
Obecnie oskarżeni są trzej policjanci uczestniczący w wydarzeniach, którzy użyli gazu, szef komitetu organizacyjnego drużyny Arema FC i jeden z ochroniarzy klubu. Dwóch policjantów kazało swoim kolegom odpalić gaz łzawiący. Trzeci wiedział o przepisach bezpieczeństwa FIFA, które zabraniają stosowania gazu podczas meczów, ale nie uniemożliwił jego użycia – przekazał lokalnym mediom szef krajowej policji Listyo Sigit Prabowo.
Władze poinformowały, że tej nocy na stadionie było około 2000 funkcjonariuszy, w tym kilka jednostek policji i żołnierzy. Nagrania wideo z incydentu przedstawiały kibiców Aremy, którzy wybiegli na boisko po ostatnim gwizdku (bo ich zespół uległ 2:3), a policja w odpowiedzi użyła gazu łzawiącego.
Rośnie liczba ofiar tragedii na meczu w Indonezji! Surowa reakcja prezydenta kraju
Ponad 320 osób zostało rannych, bowiem kibice zostali podeptani i byli duszeni podczas panicznej ucieczki przed gazem. Wiceminister ds. dzieci i kobiet w Indonezji powiedział, że ofiarami byli między innymi dzieci i młodzież w wieku od 3 do 17 lat. Nagrania online pokazują fanów wspinających się przez płoty, by uciec. Pojawiły się także w sieci filmy pokazujące martwe ciała na murawie.
– Widzieliśmy siły policyjne biegające po boisku, brutalnie kopiące ludzi. To jest całkowicie niedopuszczalne zachowanie – powiedziała BBC Jacqui Baker, ekspert ds. policji.
Ale policja się broni i utrzymuje, że organizatorzy z ramienia klubu nie spełnili wymogów bezpieczeństwa, wpuszczając większą liczbę osób niż mieszczą trybuny. Jej przedstawiciele wskazali także, że wyjścia były zbyt wąskie, by ludzie mogli pomieścić się, gdy tłum gęstniał.