Każdy z trzech krążków na mistrzostwach świata młociarz zdobył pod opieką innego szkoleniowca. - Ale ten ostatni trener jest najlepszy - mówi "Super Expressowi" wicemistrz świata o swoim koledze i trenerze, Krzysztofie Kaliszewskim. - Gdybym w porę nie zaczął z nim trenować, to pewnie byłby to już mój ostatni sezon.
"Ziółek" zaczynał trenować w wieku 11 lat. Do pierwszych wielkich sukcesów (złoto MŚ i ME juniorów) poprowadził go trener Czesław Cybulski. Kilka lat później osiągnęli szczyt. Szymon wygrał igrzyska olimpijskie 2000 i mistrzostwa świata 2001. Po tych sukcesach Ziółkowski z trenerem Cybulskim się... rozstał. Oficjalnie z powodu choroby trenera, nieoficjalnie - z powodu sporów o podział wynagrodzeń za starty. Wtedy Szymon pierwszy raz skorzystał z konsultacji Kaliszewskiego. Efekt był dramatyczny. Młociarz wrócił więc do trenera Cybulskiego, ale sukcesów już nie odnieśli. Cybulski zarzucił mu potem brak szacunku, lekceważenie obowiązków i skłonność do alkoholu. Definitywnie rozstali się w lutym 2004.
Kadrę objął wtedy Białorusin Piotr Zajcew i rok później "Ziółek" stanął na trzecim stopniu podium MŚ w Helsinkach. Znów rzucał po 80 metrów. Ale w kolejnych sezonach było gorzej. Zajcew złościł się, że podopieczny jest świetnie wytrenowany, a nie potrafi daleko rzucić w decydującej chwili. A Szymon coraz bardziej dziwił się, że trener aplikuje mu trening tak ciężki, że można wytrzymać go tylko przy niedozwolonym wspomaganiu.
- Przez to przerzucane żelastwo zgubiłem technikę - ocenia Ziółkowski. - A środki przeciwbólowe muszę brać do dzisiaj.
Wiosną ubiegłego roku znów spróbował więc z Kaliszewskim. 80 metrów pozostaje nadal poza jego zasięgiem, ale w igrzyskach w Pekinie był piąty, w Berlinie - już drugi.
- To zasługa Krzyśka - nie ma wątpliwości młociarz, który znów wdrapał się na sam szczyt.