"Super Express": - Czy po pierwszym spotkaniu z władzami związku czuje pan już, co będzie? Zostanie pan z polską kadrą czy nie?
Daniel Castellani: - Pytano mnie czy chcę zostać i odpowiedziałem, że zdecydowanie tak. Energia i chęć dalszej pracy z tymi chłopakami jest ogromna. Nie wypaliłem się, a wręcz przeciwnie - czuję, że mogę z tym zespołem osiągnąć dużo więcej niż we Włoszech. Zresztą, udowodniłem to, wygrywając ostatnie mistrzostwa Europy.
- Jak pan odbiera krytykę po mundialu? Myśli pan, że środowisko siatkarskie obróci się przeciw panu?
- Krytyki się nie boję, to normalna rzecz. Już tak to jest, że jak jeden się potknie, to zaraz wszystkim innym wydaje się, że wiedzą, co powinien był zrobić. Tylko szkoda, że już jest po fakcie. Ja nie mam monopolu na wiedzę. Kiedy wygrywałem mistrzostwo Europy, to nie mówiłem, że jestem najmądrzejszy na świecie. Teraz, po porażce, nie uważam, że jestem najgłupszy. Nie jestem ani Einsteinem, ani idiotą.
Przeczytaj koniecznie: Piotr Gruszka: Klęskę reprezentacji biorę na klatę - WYWIAD!
- Kluczowym momentem był mecz z Brazylią. Czuł pan już wtedy, że drużyna się rozsypała?
- Byliśmy przygotowani na wiele scenariuszy, ale niestety przydarzył się najgorszy z możliwych, czyli walka na śmierć i życie z dwoma medalistami poprzednich MŚ. I to w tej najgorszej konfiguracji, najpierw mecz z Brazylią, a potem z Bułgarią. Gdyby chociaż było odwrotnie, że najpierw mielibyśmy Bułgarów... Niestety, sytuacja nas przerosła. Wszystko rozegrało się w głowach. A jak tracisz głowę, to całe ciało przestaje słuchać.
- Czyli te mistrzostwa przegraliśmy w głowach?
- Zdecydowanie tak. Nie udało mi się odblokować graczy, stracili pewność siebie, wszystkie siatkarskie elementy poszły w dół. Ci sami gracze, którzy grali świetnie, nagle stracili wszystkie swoje atuty, a Bułgarzy to bezlitośnie wykorzystali. Forma fizyczna aż tak nagle i aż tak bardzo nie może się załamać. Zadecydowała psychika.
Już jutro druga część wywiadu z Castellanim w "Super Expressie" i se.pl