To była hańba dla siatkówki i kolejna kompromitacja chorego systemu rozgrywek ustalonego przez włoskich kombinatorów. Zwycięzca grupy wpadał na Kubę i Hiszpanię, pokonany trafiał na Czechy i Niemcy.
Kibice w hali Palarossini pod Ankoną szybko wyczuli, że ktoś tu robi ich w balona. Odwracali się od parkietu i gwizdami dawali wyraz oburzeniu.
Przeczytaj koniecznie: Wszystko o Mistrzostwach Świata
A Brazylijczycy nie starali się nawet ukryć swoich intencji. Trener Bernardo Rezende grał... bez rozgrywającego, bo jedyny zdrowy - jego syn Bruno - powędrował na ławkę. Na boisku "szaleli" rezerwowi, ze słynnym Gibą na czele.
- Brak mi słów, to skaza na mojej karierze, ale zachowujemy się jak inne zespoły, to element strategii - stwierdził słynny brazylijski siatkarz.
- Wygraliśmy z wielkim zespołem brazylijskim, który przestraszył się gry z Kubańczykami - ironizował kapitan Bułgarów Władimir Nikołow.