"Super Express": - Jak to jest wejść na boisko przy publiczności po 9 miesiącach przerwy?
Grzegorz Bociek: - Tęskniłem jak cholera. Najpierw był stresik, ale jak zacząłem się wczuwać w grę na piasku, presja minęła. Na szczęście chodziło o zabawę w celu charytatywnym, nie o wynik. Po chwili poczułem się jak w klubie czy kadrze. Przypomniało mi się, jaka to frajda grać przy naszych kibicach.
Liga Światowa: USA - Polska 3:1. Druga z rzędu porażka biało-czerwonych za oceanem
- Jak trudny jest powrót do wyczynowego sportu po tak dramatycznych przejściach zdrowotnych?
- Zacząłem mocniej trenować już parę tygodni temu. Przede wszystkim muszę zrzucić wagę, bo przytyłem podczas terapii. Udało mi się już pozbyć 4 kilogramów, czuję się nieźle, chociaż o formie takiej jak dawniej na razie mogę tylko marzyć. Nie mam siły i kondycji, fizycznie jest dużo do poprawienia. Na maksymalne obroty w hali czy na siłowni będę wchodził powoli.
- Jesteś w szerokiej reprezentacji. Zobaczymy cię w tym roku w akcji w ekipie Stephane'a Antigi?
- Chciałbym. Mam się pojawić w kadrze na początku lipca i zobaczymy, czy się do czegoś nadaję (śmiech). Jeśli będę potrzebny, zostanę z chłopakami, jeśli nie, wezmę się jeszcze mocniej do roboty. Ale sam fakt, że będę mógł przebywać w towarzystwie kolegów, kapitalnie podziała na moją psychikę.
- Możesz żyć i trenować tak samo jak przed chorobą?
- Nie mam żadnych ograniczeń od lekarzy, specjalnej diety czy zakazów. Jeszcze w trakcie choroby rwałem się do gry, chociaż nie wolno mi się było wtedy nawet pocić. Nic nie poradzę, że niesamowicie ciągnęło mnie na boisko.