Problem w całej sprawie wydaje się bardzo poważny. Władze Polskiego Związku Piłki Siatkowej postanowiły, że nie odpowiedzą pozytywnie na żądania zawodniczek i potwierdziły, że Nawrocki będzie selekcjonerem kadry do 2022 roku. Trudno sobie zatem wyobrazić współpracę siatkarek z trenerem, którego chciały się pozbyć. Tym bardziej, że już w styczniu Polki rozegrają w Holandii turniej kwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich w Tokio.
- Wszystkie problemy po prostu się nawarstwiły. W pewnym momencie było ich tyle, że w końcu zgłosiłyśmy sytuację do PZPS - przyznaje Kąkolewska w rozmowie z Onetem. I dodaje: Jestem kapitanem drużyny, a nikt z PZPS nie wykonał do mnie żadnego telefonu w tej sprawie. Zamiast tego zgłoszono sprawę do mediów i postawiono w złym świetle nas, zawodniczki.
Żądanie podpisało większość reprezentantek. - Każdy przecież może mieć swoje zdanie, bo jesteśmy dorosłymi osobami. Nikt nie był też zmuszany do podpisywania tego pisma. Większość dziewczyn miała jednak takie samo zdanie i postawiły pod nim swoje imię i nazwisko - przyznaje Kąkolewska.
Już w styczniu Polki czeka walka o awans na IO 2020. - Jestem pewna, że zgłoszenie tej sprawy do mediów nie pomoże nam - jako drużynie - w odniesieniu sukcesu. To nie jest droga, która zbliży nas do awansu na igrzyska - twierdzi kapitan zespołu.
I potwierdza, że po wybuchu niemałej afery postawa siatkarek nie ulega zmianie: - Nie po to zgłaszałyśmy sprawę do PZPS, by teraz nie obstawać przy swoim. Dlatego nadal będziemy chciały odwołania trenera Jacka Nawrockiego. Z drugiej strony, jestem otwarta na rozmowy, bo tylko w ten sposób można znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. W tym wypadku muszą jednak działać ze sobą wszystkie strony. Problemy są po to, żeby je rozwiązywać.