Jej drużyna, Evergrande Kanton, wygrała dwa mecze finałowe z Dunlop Szanghaj i zgodnie z planem zdobyła złoto. Decydujące spotkanie Skowrońska i spółka wygrały po ciężkim boju 3:2. - Mój mąż przepowiedział tego tie-breaka i kazał mi zjeść przed meczem duży obiad - śmieje się reprezentantka Polski.
Nie śpiewałam po chińsku
W całym trwającym 3 miesiące sezonie ekipa polskiej siatkarki przegrała tylko dwa mecze. To czwarte z rzędu mistrzostwo kraju wywalczone przez naszą zawodniczkę. Wcześniej triumfowała dwukrotnie we Włoszech i raz w Turcji. W Chinach radość była równie wielka.
- Świętowałyśmy długo po meczu, następnego dnia trzeba było odpocząć - opowiada "Skowronek". - Miałyśmy oficjalną kolację ze sponsorem w hotelu. Potem bawiłyśmy się fantastycznie do samego rana w restauracji karaoke. Nie skusiłam się na śpiew po chińsku, mimo że kilka najprostszych słów przez te miesiące poznałam - dodaje polska atakująca, która przyznaje, że zaczęła być w Chinach rozpoznawalna.
Zaczepiają ją na ulicy
- Chińczycy na pewno oglądają siatkówkę w telewizji, bo nawet w Szanghaju zaczepiano mnie na ulicy. A po zdobyciu złota dosłownie nie mogłam się oderwać od naszych kibiców, którzy bez przerwy prosili o autografy i zdjęcia oraz nie chcieli nas wypuścić z hali - opisuje "Skowronek".
Liderka reprezentacji Polski lada dzień pakuje walizki i przylatuje do kraju. - Już bardzo chcę wrócić do domu, ale czuję, że będę tęsknić za Chinami. Czy zagram tu w przyszłym sezonie? Wiem, że trenerka Lang Ping chciałaby zatrzymać mistrzowski skład, a i mnie pracowało się z nią i koleżankami znakomicie. Czuję, że gdybym została w Kantonie, mogłabym się jeszcze czegoś nauczyć, ale na decyzję przyjdzie jeszcze czas - kończy Skowrońska.