Przy stanie 5:5 zgasło światło, ale większość widzów myślała, że to zaplanowany przerywnik i dalszy ciąg fetowania mistrzów świata, gdyż tuż przed meczem Bartosz Kurek i Piotr Nowakowski w świetle jupiterów i przy wielkiej owacji kibiców odebrali statuetki za złoto mundialu.
Kibice włączyli latarki w telefonach, zrobiło się widowiskowo i wesoło, ale tylko do momentu, gdy z głośników popłynął komunikat (nagranie automatyczne) o zagrożeniu pożarowym. Powodem włączenia się alarmu było ponoć zapalenie papierosa przez jednego z kibiców.
To jeszcze można by zrozumieć, ale tego co działo się później już nie. Zaczęły się gorączkowe poszukiwania osoby, która posiadała klucze do skrzynki z korkami. Pod halę podjechało kilka wozów strażackich. Siatkarze zeszli z parkietu, trwało poszukiwanie fachowca, a później powodów awarii bezpieczników.
Podczas przedłużającej się przerwy dyrektor sportowy Stoczni i legenda trenerska siatkówki Radostin Stojczew wystąpił w całkiem nowej roli dla siebie. Najpierw dostarczył siatkarzom obu drużyn torby z bananami, a następnie wkroczył na salę niczym kelner. Z pokaźnymi rozmiarami tacami z kanapkami uwijał się między swoimi siatkarzami, a taki sam zastrzyk kalorii dostali siatkarze w Gdańska.
Okazały się niepotrzebne, gdyż operator hali nie potrafił przywrócić pełnego oświetlenia, żeby rozegrać mecz. Po niespełna trzech godzinach od rozpoczęcia meczu podjęto decyzje o jego odwołaniu.