- Liga pędziła jak szalona, bo wszystko jest podporządkowane majowym kwalifikacjom olimpijskim - opowiada Glinka "Super Expressowi". - Przez to w 6 dni rozegrałam 26 setów. Taka siatkówka w pigułce, ale potwornie wyczerpująca. W ostatnich setach sezonu nikt już nawet nie atakował, tylko cały czas kiwałyśmy. Ledwo odrywałam się od ziemi, grałam na jednej nodze. To było jakieś szaleństwo. Ale po finale wreszcie się wyspałam!
Nie wróci do Polski?
W ubiegłym roku Glinka zapowiadała, że ten sezon może być jej ostatnim w karierze, ale pomału zmienia zdanie. Wiele wskazuje na to, że zostanie w Vakifbanku i nie będzie wracać do Polski, mimo że pojawiło się sporo propozycji, m.in. z Sopotu i Dąbrowy.
- Jest mi tu bardzo dobrze, znakomicie rozumiem się z trenerem Giovannim Guidettim. Gdybym szła gdzie indziej, mogłoby być różnie. Wiadomo, są trenerzy i trenerzy. Guidetti chucha na mnie i dmucha, nie zawala mnie robotą jak młodsze koleżanki. A ponieważ forma dopisuje, to chęć do gry ciągle we mnie jest. Jak odpocznę, będzie jeszcze większa, chociaż do czterdziestki grać nie zamierzam.
To już koniec z kadrą
Jedno nie ulega zmianie: Glinka zakończyła przygodę z reprezentacją Polski. - Grałyśmy finał ligi w tej samej hali, w której odbędą się kwalifikacje olimpijskie, ale ja tam w maju nie wrócę. Reprezentacja jest dla młodych, a ja jestem żoną, matką i nie mam już dwudziestu lat - podkreśla Maggie.