Pierwsze wielkie wydarzenie miało miejsce w marcu 2020, kiedy okazało się, że Mariusz Wlazły nie będzie już reprezentował barw Skry, w której spędził całą zawodową karierę ligową. Jeśli wydawało się, że jakikolwiek siatkarz może opuścić bełchatowski klub, to jego nazwisko każdy wymieniałby na ostatnim miejscu. A jednak, doszło do sensacyjnego rozstania. Rozejście się Wlazłego ze Skrą – można było odnieść takie wrażenie – przebiegło raczej w chłodnej atmosferze. Nie zorganizowano oficjalnego pożegnania, a wypowiedzi siatkarza sugerowały, że był niechciany w klubie i nie zaproponowano mu pozostania. Zaległości zostały odrobione przed meczem z Treflem. Pod sufit bełchatowskiej hali powędrowała koszulka z nazwiskiem Wlazłego, numerem 2 i adnotacją 2003–2020, symbolizującą 17 lat spędzonych w Skrze. Bohater dnia wyglądał na wzruszonego. Potem sentymentów nie było: mocno zmotywowany Wlazły zdobył 20 pkt i był jednym z głównych autorów wygranej.
– Było bardzo dużo emocji związanych z tym miejscem, spędziłem tu 17 lat, szmat czasu, nie da się tego wymazać. Spędziłem tu najlepsze lata, jestem częścią trofeów, które tu wiszą. Cieszę się, że miałem okazję zagrać z byłym zespołem i przyczyniłem się do zwycięstwa. Każdy z nas jest zadowolony. A ja bardzo – skomentował Mariusz Wlazły. – Mieliśmy bardzo dobre przygotowanie taktyczne i fizyczne, mieliśmy od świąt dużo czasu, dobrze nastawiliśmy się mentalnie. Wierzyliśmy w sukces – podsumował.
Trener siatkarzy Vervy Warszawa Andrea Anastasi otrzymał karę za skandaliczne zachowanie
Tymczasem w Skrze nastroje niewesołe, bo zespół utknął w środku tabeli (8 zwycięstw – 8 porażek, 8. lokata) i nie zdobywa tylu punktów, ile zakładano, grając poniżej oczekiwań. Nagle okazało się, że za chwilę może zabraknąć „oczek” na awans do play-off... – Jesteśmy smutni i bardzo, bardzo rozczarowani. Trzeba przeanalizować to wszystko, a teraz każdy mecz to będzie dla nas mały finał, bo potrzebujemy punktów, żeby awansować do play-off – nie ukrywa rozgrywający Skry Grzegorz Łomacz.