– To pan wymyślił temat Leona w reprezentacji Polski?
– Wilfredo zajmuję się od 2011 roku i już wtedy pojawił się plan, żeby doprowadzić go do gry w polskiej kadrze. Z wiążącymi decyzjami czekaliśmy rok, by zobaczyć, czy kubańska kadra zakwalifikuje się na igrzyska w Londynie. Ponieważ tak się nie stało, on i kilku innych zawodników postanowiło, że wybierają inną ścieżkę kariery. Naturalnym kierunkiem dla Leona stała się Polska. Sprawę jeszcze pogłębiła jego sytuacja prywatna, czyli związek z obecną małżonką.
– Inni też się po niego zgłaszali.
– Grę w swoich reprezentacjach proponowali mu Turcy, Rosjanie i Katarczycy. I to za niemałe pieniądze. Wiadomo, że każda drużyna narodowa chciała mieć takiego zawodnika. Turecki prezes przylatywał do nas trzy razy, rosyjski nagabywał jeszcze w momencie, gdy poszły już papiery, a ja siedziałem w aucie z prezesem Papke, dogadując szczegóły.
– Łatwo było załatwić sprawy papierkowe?
– Muszę przyznać, że wszystkie opcje polityczne pomagały nam w kwestiach formalnych, każdy chciał się przy Leonie pokazać. Argument, że będzie grał w reprezentacji Polski, pozwolił uruchomić szybkie ścieżki urzędowe przy przyznawaniu obywatelstwa. Dokumenty, na które czeka się dwa tygodnie, załatwialiśmy w jeden dzień. Leon otrzymał paszport praktycznie w trzy miesiące od złożenia papierów.
– Od razu pan czuł, że to będzie wyjątkowy gracz?
– Po tym, jak zobaczyłem go na mistrzostwach świata w 2010 roku, wiedziałem, że to jest perełka, najważniejszy kubański siatkarz. Czekaliśmy aż skończy 18 lat. Pilnowaliśmy tematu, byliśmy nawet na jego osiemnastce, a dzień później podpisaliśmy umowę.
– Są i takie głosy, że do reprezentacji przychodzi farbowany lis i zabiera miejsce Polakom.
– Na początku komentarze na tak lub nie były rozłożone 60 do 40. Po tym jak ludzie zaczęli go poznawać, dowiedzieli się, że ma polską żonę, mówi po polsku, urodziło mu się tu dziecko, myślę, że procenty rozkładają się 95 do 5. Jak przyjdą wielkie wyniki z kadrą, dojdziemy do 100.
– Jak bardzo Wilfredo się spolonizował?
– Mówi po polsku, nawet rodzice mają do niego trochę pretensji, bo z córką rozmawia w naszym języku. Boją się, czy Natalia pozna w ogóle hiszpański. Uwielbia kuchnię teściowej, chętnie je wszystko co typowo polskie, czyli pierogi, bigos i schabowego. Co do napojów z procentami, to tu może jest Polakiem w nieco mniejszym stopniu... Wódka to nie jego klimat, chociaż Rosjanie mocno kiedyś nad nim pracowali. Lubi czasem wypić małe piwo czy jakieś winko i tyle. Sam mówi, że umie się bawić bez alkoholu.
– Jak pan określa swoją menedżerską współpracę z Wilfredo?
– Strzał życia. Perła w koronie. Bo oprócz tego, że jest znakomitym sportowcem, jest także niezwykle inteligentnym człowiekiem. Zna języki, szybko się uczy. Błyskawicznie poznał geografię i historię naszego kraju. Twierdzę, że gdyby startował w quizie wiedzy o Polsce wśród kadrowiczów, znalazłby się w pierwszej trójce.