Woicki zaraził się żużlową pasją przed kilkoma laty. W 2003 roku przeniósł się z Politechniki Warszawa do klubu z miasta żużlowców - Włókniarza Częstochowa.
- Zacząłem chodzić na mecze, kibicować Włókniarzowi - opowiada "Super Expressowi" Woicki. - Do dzisiaj mam sentyment do tego klubu. Teraz gram w Bydgoszczy, więc lubię też Polonię (śmiech). Moja miłość do żużla nie ogranicza się tylko do oglądania spotkań. Raz zdarzyło mi się... wsiąść na motor! Oczywiście byłem tylko pasażerem, bo gdybym jeździł sam, to mógłbym sobie tylko krzywdę zrobić - żartuje Paweł.
Woicki chciałby "na żywo" zobaczyć finałowe Grand Prix. Plany może mu jednak pokrzyżować niedzielny mecz w siatkarskiej lidze - z AZS Częstochowa.
- Oglądanie Grand Prix na stadionie to moje wielkie marzenie - mówi Woicki. - Dlatego do ostatniej chwili będę starał się przyjść. Jeśli nie, to na pewno będę kibicował przed telewizorem. To sama przyjemność oglądać w akcji Tomasza Golloba.
Wprawdzie przed ostatnimi zawodami tegorocznej Grand Prix lider klasyfikacji generalnej Australijczyk Jason Crump ma 17 punktów przewagi nad Polakiem, ale Woicki twierdzi, że wszystko jeszcze możliwe.
- Zawody odbędą się w Bydgoszczy, a to rodzinne miasto Golloba - przypomina złoty medalista mistrzostw Europy. - Zna ten tor jak własną kieszeń i zwykle jest tak, że rywale Tomka mogą walczyć o miejsca od drugiego do szesnastego - tłumaczy z uśmiechem. - Bo pierwsze zajmuje Polak. Dlatego nawet nie porównuję mojego złota z osiągnięciami Golloba. Ten człowiek jest ambasadorem polskiego sportu, światową gwiazdą - podkreśla Woicki, który już dawno przestał wspominać to, jak sam zdobywał złoto mistrzostw Europy.
- Teraz przed nami inne cele. Moja Delecta wygrała w lidze z Zaksą 3:2, ale nie podniecamy się. Mamy takie powiedzenie, że "dobry start jest niewiele wart". Pokazaliśmy jednak charakter. Jestem pewien, że nie zabraknie go również Tomkowi Gollobowi - kończy Woicki.