„Super Express”: – W sobotę 14 września o 14.45 zaczynacie rozgrywki meczem z Zaksą Kędzierzyn na warszawskim Torwarze (ostatnia pula biletów była jeszcze w środę do nabycia na ebilet.pl – red.). Jaka to będzie liga?
Piotr Graban: – Pierwszy mecz w sezonie to zawsze delikatny stresik, bo każdy chce dobrze zacząć, a przeciwnik będzie z najwyższej półki. Lekka adrenalinka jest widoczna w sztabie i wśród zawodników, ale to dobra mobilizacja. Mamy doświadczonych zawodników, nie ma powodu do dodatkowych stresów. Będziemy grali swoją siatkówkę, nie ma mowy o jakimś sparaliżowaniu. A nasza liga nadal jest topową w Europie. Dołączyły sławy jak Leon czy Kurek, grające do tej pory za granicami, a teraz obaj uznali, że PlusLiga jest wystarczająco mocna, by mogli przyjść i pokazać się z dobrej strony. Poziom generalnie będzie bardziej wyrównany, także w dolnej części, bo wiele zespołów dozbroiło się, wiedząc, że po sezonie trzy kluby spadają.
– W Warszawie nie wykonuje się ostatnio dużych ruchów kadrowych, pojawiają się kosmetyczne zmiany. To celowe działanie?
– Chcemy utrzymywać trzon zespołu. Jeśli coś działa dobrze, po co robić rewolucję? Poza tym przez to, że się doskonale znamy, łatwiej wchodzimy w sezon. Szybciej się zgrywamy i dopasowujemy. Małe zmiany to atut. To nasza idea: krok po kroczku do przodu po najwyższe cele. Jak wymienisz dziesięciu siatkarzy, potem może się nagle okazać, że jeden czy drugi będzie bombą z opóźnionym zapłonem.
Problemy Łukasza Kaczmarka w Jastrzębskim Węglu? Mistrz olimpijski wylicza wątpliwości
– Pojawienie się latem dużego sponsora tytularnego i zakontraktowanie jednej z największych gwiazd kadry Kuby Kochanowskiego to nie przypadek?
– Przede wszystkim duży dobrodziej to coś fantastycznego, oznaczającego, że zawodnicy mają spokój przygotowań, pojawia się też luz w głowie trenera, nie ma zastanawiania się czy będzie wypłata, czy nie. Gdy się wkrada nutka niepokoju o byt, gracz nie może dać stu procent na boisku. Ogromna stabilność wpływa na funkcjonowanie całego klubu, na budowanie i przyszłość Projektu. Nasz sponsor podkreślał, że wchodzi w marki, w których widać rozwój i potencjał. A my w ostatnich latach jesteśmy w czubie, ustabilizowaliśmy pozycję sportową i to sprawiło, że możemy się starać o duże nazwiska. A Kuba to marka sama w sobie, według mnie najlepszy polski środkowy. Jego pojawienie się też potwierdza sponsorowi, że nasze aspiracje są bardzo wysokie.
Ciężko powstrzymać łzy po tym, co spotkało Andrzeja Wronę. Piekielnie trudne wyznanie
– Tego ogniwa brakowało w Warszawie, by w końcu zawalczyć o pełną pulę?
– Nie jest oczywiście tak, że jeden transfer, czy jedna postać zagwarantuje nagle walkę o mistrzostwo. Uważam jednak, że po okresie transferowym mamy stabilność i szeroki, najrówniejszy zespół. A Kuba potrafi wszystko w ataku, zagrywce i bloku, ma poza tym kapitalny mental i umie grać dobrze w najtrudniejszych momentach, doskonale wie, co ma zrobić. Robi to na sto procent i zawsze jest gotowy do treningu. I mam nadzieję, że to faktycznie może być jedno z owych brakujących ogniw.
Jest amerykańską legendą siatkówki, ale ma przodków w… Białymstoku. Tak go uhonorują w Polsce
– Czego do tej pory brakowało, by zdobyć mistrzostwo Polski? Byliście blisko.
– Jeśli mam mówić szczerze o swojej pracy, to chyba zabrakło mi w niektórych momentach doświadczenia w pewnych sytuacjach, zarówno w poprzednim sezonie jak i dwa lata temu o wejście do czwórki play-off z Zaksą. Nie mieliśmy tak bardzo rutynowanych zawodników, Janek Firlej nie był jeszcze ograny w kadrze, Linus Weber był młody, ja też byłem młodszy. Mieliśmy szanse, których nie wykorzystaliśmy. W kolejnym sezonie wszystko mieliśmy w swoich rękach, ale drobne rzeczy stanęły na drodze, były delikatne kontuzje, nie trafiliśmy z superdyspozycją na Zawiercie i dlatego moim zdaniem nie byliśmy w finale. Mam nadzieję, że po tej lekcji jesteśmy bardziej doświadczeni i mądrzejsi. Frycowe zapłaciliśmy. Mamy szeroki skład i będziemy walczyć o pełną pulę.
Tomasz Fornal i spółka zostali górnikami. Mistrzowie Polski zjechali 838 metrów pod ziemię
– Także w Lidze Mistrzów?
– Zebraliśmy już doświadczenie w europejskich pucharach, ono jest cenne. Mamy sporo meczów za sobą. Puchar Challenge zamieniamy na Ligę Mistrzów i na pewno będzie trudniej, ekipy są tu mocniejsze niż rok temu. W Challenge Cup na początku mieliśmy dwóch, trzech rywali, z którymi wygrywaliśmy bez problemu. Poziom wzrośnie, ale jesteśmy na to gotowi pod każdym względem, wiemy jak się przyszykować. Nikt nie mówi, że będzie łatwo, ale przeskok nie będzie dla nas ogromny.
– Wie pan, że jest najmłodszym z szesnastu trenerów klubów PlusLigi?
– Nie miałem takiej świadomości, nie zwracałem na to uwagi. Generalnie moje doświadczenie trenerskie jest dosyć duże, zaczynałem z młodzieżą, potem pracowałem z kobietami. Nie obawiam się tego, że młody wiek może w czymś przeszkadzać i myślę, że moi zawodnicy tak samo do tego podchodzą. Postrzegam to nawet jako pewien rodzaj wyróżnienia, że należę do najmłodszych szkoleniowców, a bijemy się o najwyższe trofea. To oznacza, że mam zaufanie ze strony klubu i podopiecznych. To motywujące. Mam nadzieję, że młodszy wiek nie będzie nigdy w tej pracy przeszkodą, lecz stanie się atutem.