W czwartym meczu półfinału gdańszczanie po dramatycznym boju pokonali u siebie obrońców tytułu 3:2 i wygrali całą serię 3-1. Przechodząca kryzys formy Skra zagrała dużo lepiej niż tydzień wcześniej w berlińskim Final Four Ligi Mistrzów, ale to i tak było za mało na doskonale dysponowanych siatkarzy Lotosu, wśród których brylował amerykański bombardier Murphy Troy, zdobywca 26 pkt.
W finale na ekipę znad morza czeka Resovia. Początek walki o złoto 15 kwietnia w Rzeszowie. Gra się do trzech zwycięstw.
LEKKA STRONA ANASTASIEGO - ZOBACZ
Kibice w Trójmieście już uważają Anastasiego za cudotwórcę i magika. W poprzednim sezonie gdańszczanie zajęli dopiero 10. miejsce. Po przebudowie składu i przyjściu Włocha wykonali kosmiczny skok.
- Magia? Jeśli za taką uznać stworzenie zespołu, w którym jest taka chemia jak u nas, to tak, przyznaję, zrobiłem coś magicznego. Nasz sekret najlepiej wyjaśnił Mateusz Mika, mówiąc, że nie mamy supergwiazd, ale mamy zespół - tłumaczy "SE" Anastasi, który po ostatniej akcji meczu ze Skrą kopnął z radości piłkę pod dach Ergo Areny. - Czy już świętuję? Skąd, na razie nie mam czego. W niedzielę odpoczywałem, a w poniedziałek wziąłem się za przygotowania do finału. Osiągnęliśmy sukces, ale dla mnie to jeszcze nie koniec.
Siatkarze z Gdańska nieraz udowodnili w tym sezonie, że nie boją się nikogo. - Moi chłopcy poczuli, że stać ich na wszystko, mogą wygrać z każdym - zapewnia Anastasi. - Nie pojadą do Rzeszowa tylko sobie pograć z faworytem finału. Są w stanie zdobyć złoto.