Dzięki 28 punktom wracającego do pierwszej szóstki Bartmana rzeszowianie pokonali w drugim meczu finału Zaksę 3:1 i wyrównali bilans rywalizacji na 1-1.
- Wierzę, że zagramy w Rzeszowie jeszcze lepiej niż w Kędzierzynie, liczę, że to będą ostatnie dwa mecze finału - zapowiada Bartman, który w ostatnich tygodniach pokornie przyjął rolę rezerwowego, ale tak naprawdę nie mógł się doczekać, kiedy wskoczy do gry od pierwszej minuty.
Okazja nadarzyła się w poniedziałkowym meczu, w którym zastąpił słabo spisującego się Niemca Jochena Schöpsa. Zagrał znakomicie, zdobywając 28 punktów.
- Trener zaczął stawiać na Jochena, takie jego prawo. Liczyłem się z tym, że przy dwóch świetnych atakujących jeden nie zawsze będzie grał - wyjaśnia Bartman. - Wchodzenie z ławki nie jest sprawą prostą, niewielu zawodników potrafi się w tej roli odnajdywać. O tym, że zagram w wyjściowym składzie, dowiedziałem się 5 minut przed meczem. Nie było to dla mnie żadne zaskoczenie, bo zawsze jestem przygotowany do gry od pierwszej chwili. Nie ma we mnie obaw, tremy, niepewności i niepokoju - zapewnia Bartman, który wczoraj wpadł na chwilę do Warszawy, by wykonać zobowiązania wobec swojego nowego sponsora - browaru Okocim.
Jak zdradził, otrzymaną od dobrodzieja zgrzewkę piwa przekazał niedawno kolegom w szatni Resovii. - I szybko się rozeszła - śmieje się atakujący rzeszowian. - Zresztą w kadrze już od dawna wyznajemy zasadę, że jedno piwo po treningu jest nawet wskazane na zakwasy...