- Jesteśmy zadowoleni z awansu do finału, ale to nie znaczy, że spoczywamy na laurach i nie chcemy powalczyć o wygraną. Na pewno nie poddamy się przed walką - zapowiadał trener Zaksy, Krzysztof Stelmach (44 l.).
Skra wygrała w lidze 26 z 28 meczów i 6 poprzednich finałów ekstraklasy, ale te statystyki okazały się wczoraj bez znaczenia. Od początku bowiem było widać, że Zaksa nie przyjechała na ścięcie, tylko po to, by napsuć krwi potentatowi. Skoncentrowani goście grali równo i bez nerwów.
Przeczytaj koniecznie: Marcin Cieślak lepszy od Michaela Phelpsa
Znowu tie-break
Jak trzykrotnie w trakcie sezonu ligowego, tak i w czwartek doszło do tie-breaka pomiędzy tymi drużynami. Kiedy po kilku prostych błędach bełchatowian goście objęli w nim prowadzenie 10:6, wydawało się, że wygrają łatwo. Wtedy do walki poderwał gospodarzy świetnie zagrywający Stephane Antiga i zrobiło się 10:10. Potem znów większy spokój w grze zachowali kędzierzynianie i sensacyjnie odprawili faworyta.
Perfekcyjny Zagumny
Walkę pod siatką zdominowali środkowi Zaksy - Patryk Czarnowski i Jurij Gładyr - zdobywając na spółkę aż 27 pkt. Silnym punktem ekipy ze Śląska okazał się też popełniający niewiele błędów Brazylijczyk Idi (18 pkt). Jednak klasą dla siebie był rozgrywający przyjezdnych, Paweł Zagumny (34 l.), który o dziwo nie ma jeszcze w dorobku złotego medalu mistrzostw Polski.
Patrz też: Polonia Warszawa. Ebi Smolarek nie zagra w trzech meczach
"Guma" perfekcyjnie prowadził grę drużyny, idealnie kontrolował tempo, wyciągał niemożliwe piłki w obronie i sam kilkakrotnie chytrze zdobył punkty kiwkami. Nic dziwnego, że odebrał nagrodę dla najlepszego siatkarza spotkania.
Drugi mecz dzisiaj, ponownie w Bełchatowie. Gra się do 3 zwycięstw.
Tymczasem w drugim meczu rywalizacji o trzecie miejsce w ekstraklasie Asseco Resovia pokonała u siebie 3:0 Tytana AZS Częstochowa (bilans 2-0).