„Super Express”: – Grałyście już w tym sezonie kilka tie-breaków, ale najbliższy rywal zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Łatwiej będzie pobić rekord?
Joanna Wołosz: – Niby zespół rywalek jest z dołu tabeli, ale my nie patrzymy pod tym względem na przeciwne teamy. Bo liga włoska pokazuje co kolejkę, że walka jest wyrównana i nawet najlepsi muszą się nieźle namęczyć. W każdym razie na pewno nie brakuje nam motywacji. Ona jest nawet jeszcze większa, bo obrona tego, co się zdobyło jest trudniejszym i ciekawym wyzwaniem. Przyszło trochę nowych zawodniczek, niektóre były kontuzjowane na początku sezonu. Szukamy rytmu gry, a poza tym mamy do zrealizowania długoterminowe cele. Rzeczywiście jest nam trochę ciężej w tej fazie rozgrywek, no ale dalej wygrywamy i to jest ważne.
Galeria poniżej: Anna Kurek pokazała się bez makijażu
– Wiszący wam nad głowami rekord wytworzył dodatkową presję?
– Faktycznie, ciężko się nam odciąć od ciągłych rozmów o rekordzie. Na każdym kroku ktoś nam o nim przypomina. Dla nas to jest jednak wyjątkowe wyzwanie. Nikt co prawda za to nie daje pucharów, ale dobrze będzie to powspominać i znaleźć się na kartach historii. Jeśli uda się pobić rekord, to ciśnienie z nas zejdzie, ale tak czy inaczej będziemy musiały się skupić na głównych celach sezonu i następnych wyzwaniach. Już mamy Superpuchar, a za chwilę gramy klubowe mistrzostwa świata.
– Kiedy zaczęła pani poważnie myśleć o pobiciu rekordu?
– Nie miałyśmy o nim przez długi czas zielonego pojęcia, ale w pewnym momencie pojawiły się liczne sygnały z zewnątrz, coraz więcej ludzi nam o tym mówiło. No i zaczęło się powiększać ciśnienie związane z liczbą kolejnych zwycięstw. Pomyślałyśmy sobie wtedy, że skoro tak, to nadarza się też wielka okazja zrobienia czegoś wyjątkowego i imponującego.
Bartosz Kurek złapany z żoną. Intymne chwile na piasku, zdjęcie wyciekło do internetu
– Sponsorzy Conegliano obiecali specjalną premię za wygraną numer 74?
– Chyba nic ekstra nie dostaniemy, zresztą każda ma w kontraktach zawarte konkretne bonusy za poszczególne osiągnięcia. Sama satysfakcja i wspólna wielka radość będzie dla nas najlepszą nagrodą. I to naprawdę wystarczy.
– Tymczasem w Polsce za chwilę poznamy kandydatów na nowego trenera kadry siatkarek. Jakie ma pani oczekiwania związane z wyborem?
– Już sam pomysł, żeby wysłuchać opinii innych osób w kwestii poszukiwań selekcjonera kadry oraz by rozmawiać o rynku szkoleniowców z zawodniczkami, to duży plus. Sama też koleżeńsko rozmawiałam z Olą Jagieło, która kieruje zespołem do spraw kobiecej siatkówki. Prezes związku Sebastian Świderski przyznał od razu, że o siatkówce żeńskiej nie wie zbyt dużo. O pomoc poprosił osoby, które znają kobiece środowisko siatkarskie. Doceniam już sam fakt, że w tych czasach mężczyzna przyznał, że czegoś nie wie... Ja mogę sobie tylko życzyć, by wybór był słuszny i właściwy. Mam nadzieję, że zostanie wskazany dobry trener, który wnieście dużo życia i nowej jakości do reprezentacji.
Siatkarze Zaksy mogą mieć problem. „Nie można założyć, że zdobędą tytuł”
– W gronie pretendentów wymieniano pani trenera klubowego Daniele Santarellego. Rozmawialiście o tym?
– Raptem raz. Wiem, że był bardzo zainteresowany, pytał o kilka kwestii i mu chętnie odpowiedziałam. Nic więcej nie omawialiśmy. Na tym poprzestaliśmy, bo nie chcemy łączyć naszej bieżącej pracy klubowej z tematem reprezentacji Polski. W tym momencie sezonu nie wypadałoby się skupiać na czym innym niż Conegliano.
Małgorzata Glinka maczała palce w rekordzie
Poprzednim klubem, który odniósł 73 zwycięstwa z rzędu w żeńskiej siatkówce, był turecki VakifBank Stambuł, a dokonał tego między kwietniem 2012 a styczniem 2014 roku. W latach 2010–2013, a więc w czasie, gdy zespół prowadzony przez słynnego trenera Giovanniego Guidettiego zaczął seryjnie wygrywać, siatkarką tej drużyny była Małgorzata Glinka. W sezonie 2012/13 Polka i jej koleżanki nie przegrały żadnego z 47 spotkań.