W grupowych starciach igrzysk w Paryżu Polacy najpierw stoczą walkę z Egiptem, potem z Brazylią, a na końcu z Włochami. Z Afrykańczykami nie mierzyli się – mają okazję na Memoriale Wagnera w Krakowie, ale w ostatnich konfrontacjach z Canarinhos i Italią zaliczyli zwycięstwa. – Mecze na igrzyskach z rywalami, z którymi graliśmy już w tym roku, nie będą takie same – mówi „SE” Janusz.
Nikola Grbić powiedział co go szokuje w naszym kraju. „Takie coś może być tylko w Polsce”
– W Paryżu spodziewamy się czegoś innego, bo takimi zasadami rządzą się spotkania czołówki światowej. Niby się znamy, ale każdy zawsze próbuje w takiej sytuacji zaskoczyć czymś nowym, wygrać różnymi elementami, sztuczkami. Musimy być elastyczni, umieć się dostosować. Ale też pamiętać o swojej jakości. To jest klucz – dodaje, zwracając uwagę na to, czym dysponuje kadra Grbicia.
– Można różnie rozwiązywać akcje, jako rozgrywający wiem, że w zależności od sytuacji mogę przerzucać w meczu różnie ciężar gry, bo jestem otoczony klasowymi siatkarzami – komentuje Janusz. – Możemy oczywiście to samo mówić o przeciwnikach, rozpisywać ich na wszelkie możliwe sposoby, ale ostatecznie wszystko zależy od tego, jak my się zaprezentujemy i co narzucimy w swojej grze.
– Czy to po wygranych, czy po przegranych, bardziej zawsze kładę akcent na nas, na to, co my robimy na boisku – podkreśla. – To my mamy nie dopuścić przeciwników do gry, nie podawać im ręki, gdy prowadzimy wyraźnie. Kiedy ostatnio pokonaliśmy Słowenię w meczu o brąz Ligi Narodów, to stało się tak nie tylko dlatego, że rywal może nie zagrał do końca na swoim poziomie. Widziałem też w tym wynik presji z naszej strony. To ona nie pozwoliła im wrócić do ich siatkówki – analizuje Janusz, nawiązując do meczu półfinałowego LN z Francją, którym Biało-Czerwoni wypuścili wyraźną przewagę.
– Główna nauka, jaką wynieśliśmy z turnieju finałowego Ligi Narodów, jest taka, by w żadnym momencie nie mieć uczucia, iż mecz jest już wygrany i że można się rozluźnić, co się nam zdarzyło w półfinale z Francją. Bijemy się z zespołami, które potrafią wracać do swojej gry i jak tylko poczują krew, to nie dają za wygraną. Potem pojawiają się problemy.
Marcin Janusz to rozgrywający, który choć w kadrze ma stałe miejsce dopiero od 2 lat, zdążył już poprowadzić grę Biało-Czerwonych w mistrzostwach świata i Europy, w obu dochodząc do finałów. Niebawem zadebiutuje w igrzyskach olimpijskich. Jak będą wyglądały ostatnie dni?
Słynny siatkarz reprezentacji wziął bajkowy ślub, robi się ciepło od patrzenia na zdjęcia!
Poziom treningów jest jak na meczach
– Przed igrzyskami mamy kilka sparingów, a czy to będzie też czas na spokojniejszy trening? Nie wiem. W reprezentacji rzadko jest spokojnie. U nas nawet poziom treningów jest bardzo wysoki, chociaż może nie chciałbym ich porównywać do meczów. Trzeba codziennie przychodzić na zajęcia gotowym na granie jak o najwyższe cele, bo obok są światowej klasy zawodnicy. Takiego spokojnego czasu, gdzie będziemy mogli potrenować szóstki, wcale nie będzie tak dużo, po drodze jest siłownia do zrobienia, mamy mecze kontrolne, podróże – wylicza Janusz.
Grbić po turnieju finałowym Ligi Narodów, w którym Polacy zdobyli trzecie miejsce, odczekał tydzień i podał kadrę na igrzyska. Zdjął z głowy podopiecznych duży ciężar.
Mistrz olimpijski nie ma wątpliwości po ogłoszeniu dwunastki na igrzyska: Nikola Grbić wybrał swoich
– Spokojnie podchodzimy do przygotowań przed olimpijskim turniejem, nie ma się co ekscytować za wcześnie – uważa Janusz. – Każdy, przyjeżdżając na kadrę, wiedział jak ważny to sezon i jak dobrze będziemy musieli zagrać, żeby coś osiągnąć. Nasz mental się nie zmienia, idziemy taką samą drogą jak zawsze.